Dlaczego Cindy tak go traktowała? Tak jej się drastycznie w związku odmieniło?! Przez wiekszosc filmu czekalam na scenę , która wyjasni jej ozieblosc..(myslalm, ze zrobil cos w przeszlosci, zdradzil ją, cokolwiek..) ale sie nie doczekalam. Rozumiem, z czasem jest inaczej, namietnosc ustaje. Znienawidzila go za nic w sumie, seks traktowala jak karę.A on.. wzorowy ojciec, probujacy naprawic relację z zoną. Nie dala mu szansy na to. Powinna byc wdzieczna losowi, ze natrafila na czlowieka, który z takim sercem wychował i pokochał nie swoje dziecko... mieszane uczucia mam co do bohaterów. Film baaaardzo dobry. 8/10
Oczywiście alkoholicy do straszni ludzie, którzy niszczą życie sobie i ludziom wokoło. Mi się zdaje, że jednak z Cindy od początku było coś nie tak, zmieniała partnerów bo nie potrafiła ich pokochać, sama nie wiedziała czego chce. Nagle spotyka Deana, który jest w stanie zrobić dla niej wszystko mimo to coś jej nie pasuje. Zachodzi w ciąże, panikuje i chce zabić swoje dziecko, ale coś do niej dociera, a mianowicie to że ma szanse się ustatkować i założyć rodzinę. Była z Deanem z rozsądku, ale jak długo człowiek jest w stanie udawać kogoś kim wcale nie jest. Widać na przykład, że nie bardzo chce być matką, jest mało uczuciowa wobec córki, od niechcenie przygotowuje jej błyskawiczną owsiankę.Cindy obwinia się za coś, uważa, że nie zasługuje na Dean i dlatego z czasem narasta między nimi konflikt o nic. Mi osobiście zdaję się, że Dean po prostu za bardzo ją kochał, nie mogła znieść tego, że on ją wciąż kocha a ona jego nie. Brak odwzajemnionej miłości wobec Dean spowodował, że popadł w alkoholizm co tylko wzmocniło konflikt między nimi. Może moja teoria jest irracjonalna ale ja tak odebrałem ten film. Na pewno jakiś wpływ na to mieli rodzice głównych bohaterów. Rodzice Cindy, którzy jak sama mówiła tylko wrzeszczą i tylko z babcią może porozmawiać. Z kolei Dean wiedząc jak ciężko było mu żyć w niekompletnej rodzinie (nie znał matki, z tatą też miał słaby kontakt) stara się na siłę stworzyć idealną rodzinę, aż wreszcie przedobrza. Dobra kończę ten przydługi post, na koniec dodam tylko to, że też bym chciał się kiedyś zakochać w jakiejś dziewczynie tak jak Dean w Cindy.
Uważam, że pewne oskarżenia kierowane w stronę Deana są co najmniej nietrafione. Cindy (oraz wielu forumowiczów) wytyka Deanowi brak ambicji. Tylko czy rzeczywiście może mieć do niego pretensje? Retrospekcje z początków ich znajomości pokazują wyraźnie, że każde nich doskonale wiedziało w jaki układ wchodzi. Dean nie ściemniał CIndy odnośnie swojej osoby- otwarcie przyznawał się do nieukończonej szkoły, do ojca - muzykalnego ciecia. Nie udawał żadnych ambicji. Ona z kolei powiedziała mu, że dziecko najprawdopodobniej nie jest jego. Minęły lata - człowiek bez ambicji pozostał człowiekiem bez ambicji i Cindy właściwie nie powinna mieć pretensji "Widziały gały co brały". Na plus Deana można zaliczyć fakt, że faktycznie pokochał nieswoje dziecko. Mało tego - nie poruszał tego tematu, nawet gdy Cindy wspomniała o spotkanym w sklepie zapaśniku po prostu uciął dyskusję. Z tego punktu widzenia należy uznać, że zachowanie Deana było szczere - natomiast CIndy targana emocjami właściwie zapomniała o co chodziło jej kilka lat wcześniej.
Co do alkoholizmu Deana - to sprawa jest naciągana. Bo on faktycznie pije sobie czasem piwo - tylko, że tak właściwie nie ma z tego powodu żadnych problemów - pracuje, nie bije, nie awanturuje się. Problem ma Cindy to ona wszczyna awantury powołując się na alkoholizm męża.
Żeby nie było zbyt różowo - uważam, że największy błąd w filmie popełnił Dean. Zaślepiony miłością poślubił kobietę z dzieckiem innego faceta- świadomie zgotował sobie przyszły los. Bo czasy się zmieniły, ona zapomniała już że pomógł jej w trudnym momencie. Frajer zrobił swoje - frajer może odejść.
Mnie osobiście bardzo poruszył ten film. Dawno już nie łapałem takiego doła. Tego rodzaju rozstania, gdzie kobieta rezygnuje z faceta, bo on w jej oczach nie rokuje na przyszłość i się nie rozwija, to w dzisiejszych czasach smutna norma. Cyndi go emocjonalnie odtrąca pod koniec trwania związku, bo nie czuje już żadnych emocji (miłość się u niej dawno wypaliła - ma tylko uczucie obowiązku wobec zaangażowanego faceta), a potem zadaje głupie pytania w stylu: czemu jesteś taki naburmuszony? 5 minut po tym jak chciał ją zadowolić seksualnie pod prysznicem, a ta go odtrąciła. Typowe gierki kobiet - najpierw coś spieprzy, a potem sonduje jak mocno zraniła faceta. Ręce mi opadają. Facet nie może się pogodzić, że traci kobietę i nie ma na to żadnego wpływu. Czuje, że jest jedynie biernym obserwatorem rozpadu swojego związku, a jego desperackie próby ratowania resztek uczuć wywołują odwrotny skutek i definitywnie pieczętują jego klęskę. Porażający film. Kobiety zaczęły mieć parcie na karierę i zarabianie pieniędzy oraz rozwój osobisty, oczekując przy tym tego samego od mężczyzn, a faceci nic się nie zmienili i nie chcą się zmieniać, a już na pewno być zmieniani przez kobiety i dziwią się, jak to możliwe, że "baby" nie chcą się już zajmować dziećmi oraz nimi. Jak dla mnie emancypacja i chęć kobiet do podejmowania pewnych wspólnych decyzji za mężczyzn doprowadziły do uzasadnionego buntu facetów, którzy chcąc nie chcąc zostali zmuszeni grać tak, jak im zagrają kobiety. Żaden normalny facet nie podporządkuje się kobiecemu dyktatowi i nigdy nie zaakceptuje tzw. równouprawnienia oraz równego podziału obowiązków wiedząc, że to tylko polityczna mrzonka wymyślona przez polityków, którzy nie chcą narażać się połowie populacji. W końcu każdy kolo ma swój rozum i nie da się wodzić za nos. Kobiety wykorzystują to, że faceci wbrew obiegowej opinii są uczciwi, honorowi oraz uczuciowi. Jak miłość u kobiet przemija to i tak doją od faceta pieniądze, a jak facet nie ma już środków na koncie, to zaczyna się szukanie wymówek, które mają potwierdzić, że facet już nie kocha i się nie stara. Prawda jest taka, że kobieta nigdy nie komunikuje facetowi o co jej chodzi, tylko każe się domyślać, a facet się dowiaduje o rozstaniu od kobiety, gdy jest już za późno, aby coś zmienić. Kobiety są nadal lepsze w wychowywaniu dzieci, a mężczyźni w wynalazkach i budowaniu tego świata. I nie zmienią tego wystąpienia feministek, bo nasze mózgi ewoluowały co najmniej 10000 lat, a to, co proponują dzisiejsze kobiety to gwałt na naturze. Nadal jesteśmy przede wszystkim ssakami, a dopiero potem ludźmi, którzy mogą sobie robić co chcą ze swoich życiem. Nikt nie zmieni sobie układu limbicznego i sposobu w jaki nasze mózgi funkcjonują. Moim zdaniem oczekiwania wielu kobiet wobec mężczyzn stały się tak wygórowane, że nawet typ, którego prezentuje Ryan Gosling to dla wielu przedstawicielek płci przeciwnej nieudacznik. Jakby starały się widzieć tylko jego wady i nie zwracać w ogóle uwagi na jego niezaprzeczalne zalety - jego miłość do Cindy i jej dziecka. Czy zatem istnieje jeszcze miłość bezwarunkowa? Czy kobiety potrafią się porozumieć z mężczyznami? Czy oczekiwania i obowiązki obu płci nie zaczęły się wykluczać? Rozumiem opinie kobiet w tej sprawie tak samo jak i wypowiedzi mężczyzn. Każda płeć broni swojej, bo dobrze rozumie argumenty swojej płci. Mam wszakże przemożne wrażenie, że kobiety i mężczyźni już zatracili możliwość dojścia do porozumienia. Faceci chcą mieć kochającą osobę, która będzie ich akceptowała nie oceniając ich za to, co robią, ale kim są i czy potrafią okazywać uczucia, a kobiety chcą być dumne ze swego faceta i pragną, aby był dla nich podporą oraz dawał im finansowe bezpieczeństwo. Czy kobiety potrafią akceptować swojego partnera bez względu na status i pieniądze, obdarzać go prawdziwym bezinteresownym uczuciem i walczyć o szczęście, czy zwalać wszystko na faceta? Czy to co ludzie do siebie czują na początku miłości to tylko zestaw złudzeń, oczekiwań, pozornie zbieżnych priorytetów, pożądania, zauroczenia i burzy hormonów? Czy stać nas na obustronne uczucie, które pokona w nas egoizm, czy jesteśmy skazani tylko na przelotne związki związane tylko z zaspokojeniem seksualnej żądzy, a jednocześnie wypełnionych emocjonalną pustką i marzeniami o prawdziwym szczęściu, którego osiągniecie być może dla wielu z nas nigdy nie będzie możliwe.
Miłośnikom filmów poruszających tę trudną tematykę polecam również: "Blue Jasmine" oraz "Take This Waltz".
Oczywiście to tylko mój męski punkt widzenia i jest subiektywny, ale dla mnie to byłby ciężki szok, gdyby dziewczyna, którą kocham tak się zachowała. Może jestem zbyt uczuciowy i prostolinijny, ale sądząc po wypowiedziach poprzedników mam wrażenie, że nie jestem jedynym mężczyzną, który też tak czuje.
Nie przypominam sobie, żeby od co najmniej roku jakiś film zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, ciągle o nim myślę...
Fajnie że rozwinęła sie taka dyskusja i myślę, że o to chodziło - żeby każdy swoją interpretację, różne odczucia i wszystkie są tak naprawdę właściwe, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, tego co przeżyliśmy i o jakim związku sami marzymy
Ale jeśli chodzi o mnie, to 90% winy leżało w Cindy
Za dużym przeproszeniem, ale większość zjadaczy chleba (filmowego kina) jest tu... tępa. Jakieś pytania, co on robił źle, wypalenie miłości (i tak że nie świeczki lub lampionu), odwołania do innych wyimaginowanych pojęć typu żary, itp. Zapewne nie chodzi stricte o Polskę, ale ogół społeczeństwa, który słabo radzi sobie z biologią ewolucyjną. To może do rzeczy. Film jest prosty, jak konstrukcja cepa. Od początku do siebie nie pasowali, co rodziło nieuchronność konfliktu (rozmowa z ojcem przy stole, ona aspiracje medyczne, on bez liceum, śmieszki z nazwiska wykładowczyni, etc.). Trafili na siebie jednak w idealnym momencie. W jej przypadku proste przystosowanie ewolucyjne, spotykane dla każdego gatunku zwierzęcia na planecie zwanej Ziemią. Ochrona potomstwa. Zrealizowała swój cel. Dla niej z kolei "taka partia" była niczego sobie. Ale facet nawet nie był w stanie sobie uzmysłowić, że dojdzie do konfliktu (zbyt niska inteligencja emocjonalna, brak wyobraźni). I tak chwilę to funkcjonowało. Ale potem stało się oczywiste, że w obliczu braku zagrożeń ewolucyjnych lepszą partią będzie dla niej też lekarz, z którym pracowała. I tu cały ambaras, bo... reżyser trochę sobie pokpił sprawę i zdecydował się na otwarte zakończenie (szukanie obrączki, "jestem mężatką" w rozmowie z lekarzem). W jego głowie nie siedzę, a to fikcja filmowa, a nie wykład z biologii, ale motywy bohaterów są bardzo proste w interpretacji. I na koniec, film jest dla mnie dobry, bo po prostu wiernie odwzorowuje trudności adaptacyjne w takiej parze ludzi. Pomijając już komunały typu dobre aktorstwo i zakończenie, by każdy sam sobie interpretował, niezależnie od praw fizyki i biologii otaczającego wszechświata. Komentarze mnie jednak rozbrajają tutaj.
Podobne zachowanie kobiety jest w filmie "500 dni miłości". Gdyby zamienić postacie: byłby to kolejny film o facecie, który zabawia się kobietą i ją rzuca jak szmatę. A było odwrotnie i kobiety piały z zachwytu nad zachowaniem głównej bohaterki...
Przeczytałem te dwieście kilkadziesiąt postów pod Twoim komentarzem i teraz nie wiem, w którym miejscu mógłbym umieścić swoją drobną uwagę. Tak więc umieszczę ją tu. Czy zwróciliście uwagę na rozmowę Cindy z lekarzem. On wprost i ze sporym luzem zaproponował jej wspólne mieszkanie w nowym miejscu. Jak dla mnie oznaczało to, ze pierwszy seks mieli dawno już za sobą, a lekarz w zasadzie przekonywał ją żeby odpuściła sobie męża i córkę. Uważam, ze w ten sposób przekazano nam, ze ona już go zdradza i przed nią jedynie jeszcze pewne opory do przełamania. Taka sytuacja ułatwiała jej doszukiwanie się wad w partnerze oraz prowokowania go do coraz bardziej nieodpowiedzialnych zachowan, tak aby stracił jakąkolwiek wartość w jej oczach.
Też w ogóle tego nie rozumiem. Gosling jest jej meżem, czego można chcieć więcej? ; pp
Z początku byłam całkowicie po stronie Deana, tzn. wydawało mi się, że taki wspaniały facet nie zasłużył na takie traktowanie. Jednak po wielu przemyśleniach, po lekturze tego forum i po wymianie zdań, zaczynam jednak trochę rozumieć Cindy.
Otóż : partner (czy to kobieta, czy mężczyzna), który nic w swoim życiu nie robi, nie ma żadnych pasji - staje się mało atrakcyjny.
I patologiczna rodzina Cindy i jej zaburzone pierwowzroy nie mają tu wiele do rzeczy, po prostu : jeśli facet ma jakieś swoje zajęcia, coś robi, coś tworzy, w jakiś sposób się rozwija - to jest to seksy.
Zwróćcie uwagę, że Cindy wcale nie o kasę chodzi, w rozmowie o potencjale mówi : możesz tańczyć, możesz grać, możesz śpiewać, potrafisz robić tyle rzeczy. Z tego typu zawodów hobbistyczno-artystycznych jak wiadomo nie ma fortuny. Jej po prostu chodziło o to, żeby on coś ze swoim życiem robił. Bo kiedy druga strona coś fajnego ze swoim życiem robi, to to jest pociągające.
Tak jak żona, która zamyka się w domu i wychowuje dzieci, i nie ma z nią o czym porozmawiać bo w żaden sposób się nie rozwija - staje się zwyczajnie nudna, tak bycie fajnym tatusiem i ciekawe pomysły na oryginalne spędzenie romantycznego weekendu jednak nie mogą wystarczyć dojrzałej kobiecie.
za bardzo się starał....i chyba kręcił ją bardziej ojciec dziecka, który nie nadawał się na ojca. Związek rozwalił wewnętrzny konflikt tej kobiety - za dużo kombinowała i przekombinowała. Mężczyźnie wystarczy 5 sekund i wie, czy to ta kobieta. Kobiety też tak miewają, ale dużo dużo rzadziej - częściej kalkulują
co zrobił źle? był lekkoduchem, jak to ona mówiła "dużym dzieckiem", żył z dni na dzień od pierwszego do pierwszego, nie miał żadnych ambicji. Kochał ją i kochał dziecko ale niewątpliwie nie dawał swojej córce najlepszego przykładu. W filmie był uwypuklony dodatkowo problem alkoholu, chociaż może za mało wyraźnie. Nie rzygał po klatkach, nie bił żony w stanie upojenia alkoholowego ale ewidentnie miał problem. Każdy dzień zaczynał od piwa i tak szedł do pracy (mimo, że specyfika pracy mu na to pozwalała to nie - nie było to zdrowe ani normalne), po pijaku wpadł do niej do pracy i pobił lekarza, pseudo wyjazd który miał ich do siebie zblliżyć i coś naprawić polegał na schlaniu się i nocowaniu w jakiś dziadowskim hotelu. serio? to nie lepiej kobietę wziąć na obiad? do kina? cokolwiek zamiast tego? Ona potrzebowała równego partnera a nie chłopca, którym ma się opiekować i który nigdy nie potrafi dorosnąć. Kogoś kto da jej oparcie, kogoś odpowiedzialnego, ogarniętego życiowo, dającego poczucie bezpieczeństwa. Miłość to nie wszystko na prawdę. Klapki z czasem opadają i nawet jeśli kogoś się kocha to zaczynają nam przeszkadzać wady, które są nie do przeskoczenia jeśli ludzie za bardzo się różnią od siebie w tak kluczowych kwestiach jak tam byly pokazane. Czyli zestawienie ambitnej, inteligentnej kobiety, która miała plany co do swojej edukacji, pracy, życia z facetem dla którego życie na niezbędnym minimum jest wystarczające, który ani nie myśli o tym żeby się dokształcić, skończyć chociaż liceum, poszukać lepszej pracy, zapewnić lepszy byt rodzinie, dać wzór do naśladowania córce itp. A mam wrażenie, że on to doskonale widział i nieraz czuł się przez to w jej oczach gorszy (rozmowa w samochodzie_ chociaż nie dawała mu do tego powodów, nie wytykała braku wykształcenia czy niskich zarobków, wręcz motywowała i zachęcała do pracy nad sobą (mówiła o tym ile ma talentów, jaki jest mądry, że wszystko mógłby osiągnąć itp.).
Dokładnie. Nie wiem jak ktoś po obejrzeniu filmu mógł skonstruować takie pytanie. Ale to tylko pokazuje, jak róźnie postrzegamy ludzkie przywary, zachowania i jak idealizujemy przeszłość.
Moim zdaniem dobitnie różnice światów pokazuje rozmowa w aucie, gdzie po przypadkowym spotkaniu byłego w sklepie Cindy koloryzuje Deano'wi na temat tego że wyglądał fatalnie, roztył się itp., na co Dean wybucha złością i pyta "po co mi to mówisz? żebym poczuł się lepiej?". To tylko dowód na to, choćbyś nie wiem jak się starał(a) tą drugą osobę ciągnąć w górę i motywować do działania to jeśli ona sama nie zechce czegoś zrobić ze swoim życiem ponad to wygodne minimum to nici ze zmian. W dodatku każde próby motywowania będą odbierane jako atak, bo nikt nie lubi być zmieniany na siłę. Każdy oczekuje miłości bezwarunkowej. I to w sumie niezależnie o jakiej dziedzinie życia konkretnie mówimy. Wiążąc się powinniśmy mieć świadomość, że bierzemy kogoś takiego jakim jest, zmian nie ma co oczekiwać a już na pewno nie zmian pod własne dyktando, choćby i były usiane samymi dobrymi intencjami. Niestety taka brutalna prawda..nie zrozumie chyba ten kto nie był w podobnej sytuacji.
Generalnie świetnie ukazano rolę fundamentu związku. Mam tu na myśli okolicznośći poznania i ówczesną sytuację życiową partnerów. Oczywiście stwierdzenie, że wymienione czynniki mają istotny wpływ na przyszłość związku to być może banał, jednakże temat ten ograno w tym filmie zupełnie niebanalnie.
źle zrobił biorąc babe z dzieciakiem innego i tylko tyle. to nigdy nie konczy sie dobrze.
Trochę na bazie własnego doświadczenia mogę napisać, że tak się dzieje gdy już z kimś się rozstaliśmy "w głowie", tu głównym problemem był alkohol i różnica w statusie zawodowym, w zachowaniu Cindy wyczytałam też niewypowiedziany głośno lęk przed mężem (w związku z jego nieobliczalnym zachowaniem po piciu). Ogólnie strasznie przykre.
Po przeczytaniu 270 komentarzy przyznam się, że jestem trochę zdziwiony. Dużo osób stwierdzało, że wina zawsze leży po środku. Uważam, że wina leży tam gdzie leży. Wina jest subiektywnym odczuciem, tego, że ktoś ponosi za coś odpowiedzialność. Czym innym jest kwestia związku przyczynowo-skutkowego, że coś na coś ma wpływ (trudnego dzieciństwa itp.). Moim zdaniem Cindy ponosi pośrednią odpowiedzialność za rozpad ich małżeństwa. Bezpośrednią przyczyną natomiast jest to, że oboje się nie dopasowali do siebie - mieli inne priorytety. Dlaczego tak uważam:
1) Cindy wiedziała z kim wchodzi w małżeństwo. Dean od samego początku był rodzajem lekkoducha, wprost przyznawał, że liceum (szerzej nauka) jest nie dla niego. Poznała go jako dorosłego człowieka, bez wykształcenia, pracującego jako tragarz w firmie transportowej. Jedyne czym się zajmował to były proste czynności fizyczne. Jednak jego pozytywnymi cechami była artystyczna dusza, taniec, śpiew, opiekuńczość, później troska o rodzinę. Pewnie to jej zaimponowało, gdy znalazła się w sytuacji z niechcianą ciążą. Potrzebowała kogoś kto się o nią zatroszczy - coś czego nigdy nie otrzymała w domu rodzinnym. Czy można mieć do niej pretensję ? Uważam, że nie. Co więcej, myślę że szczerze zakochała się w Deanie. Ale czy miała prawo oczekiwać, że stanie się inteligentem, chodzącym po wystawach muzealnych, korposzczurem, albo człowiekiem biznesu. ? Też nie. Oboje popełnili ten błąd - przy pochopnym zawieraniu małżeństwa. On ponieważ nie zauważył, że zakochanie się wypali, a wspólnych tematów zabraknie (brak wspólnego humoru). Ona ponieważ, wiedziała, że Dean nie jest rodzajem faceta, który do tej pory jej imponował. Wychowana w trudnym domu, z silnym, narzucającym innym swoje zdanie ojcem, szukała kogoś podobnego - kogoś jak jej ex chłopak.
2) Po drugie, Cindy przestała kochać Deana w pewnym momencie, gdy dostrzegła, że nic już ich nie łączy. Ona podświadomie wiedziała, że on się nie zmieni - gdy mówiła mu, że zasługuje na coś innego. BO OBOJE ZASŁUGIWALI NA COŚ INNEGO. Miłość nie polega na tym, że zmieniamy człowieka by było nam wygodnie. On ją kochał taką jaka była, ona chciała by był kimś pokroju lekarza z jej szpitala. W idealnym świecie on powinien spełniać się jako ojciec, ona na wieczorku z ordynatorem.
3) Po trzecie kwestia winy Deana. Czy picie codziennie piwa jest w porządku ? Oczywiście, że nie i to że możliwe, że popadł w alkoholizm to było zależne od niego. Jednak podejmował próby zmieniania się, dopytywał ją co może zrobić, prosił ją by spędzili czas razem - by ona nie uciekała w pracę . Robił to jednak nieumiejętnie, oferował im inną ucieczkę - w alkohol i seks. Ludzie pisali, że robił wszystko do niczego - pokroju randki w tandetnym hotelu. Nie umiał zrozumieć swojej żony, jej potrzeb - ale dlaczego ? BO MUSIAŁBY BYĆ INNYM CZŁOWIEKIEM, mieć inny charakter, intelekt, upodobania itd.. On swoje życie lubił, życie rodzinne oparte na monotonii, spokoju i wieczornym siedzeniu na kanapie. Czy życie z kimś takim jest do kitu ? To chyba zależy od tego czego się oczekuje od związku. Moim zdaniem ona nie miała już siły próbować go zmieniać (co i tak by nic nie dało), a on po prostu nie ogarniał tego co ona od niego oczekuje.Czy gdyby dla niej rzucił picie, to czy to by cokolwiek zmieniło? NIC. Ona dusiła się w życiu rodzinnym, ciągnęło ją do innych wrażeń, a jej obawy, ale i ukryte pragnienia wypowiedzieli na głos jej ex i lekarz. Jeden zapytał, czy już go zdradziła, drugi zaoferował wspólne mieszkanie. Tego oczekiwała - a udawanie, że nie, bo winny Dean, który dziecinnie zachowywał się przy dziecku jest śmieszne. Czy był lekko niedojrzały emocjonalnie - tak - o czym świadczy, że nie radził sobie z tym, że związek mu się sypie, scena zazdrości w samochodzie, scena w szpitalu. Ale nie to przeważyło, że Cindy odeszła - dawne jej demony, potrzeby, to jak była wychowana, jej własne doświadczenia z mężczyznami - szukała czegoś innego. Błędem jej jest to, że weszła w związek z kimś kto chciał mieć szczęśliwe życie rodzinne, a potem musiała się z tego ,,wymiksować".