Ostatnio dużo powstaje filmów właśnie z cyklu "możesz przerwać, ale nie chcesz". "Tom" , "Kieł", "A jeśli Bóg jest" (najbardziej drastyczny) - odzwierciedlenie XXI wieku?
Widzę zestaw transatlantykowych filmów :) Niestety z tych trzech miałam przyjemnośc zobaczyc tylko "Toma". Czy "A jeśli Bóg jest" nie jest przypadkiem wyjątkiem? Czy tam pewnego rodzaju ratunkiem nie ma być wiara?
Za równo w "Borgmanie" jak i "Tomie" wydaje mi się, że ratunku ani ucieczki nie ma dla bohaterów , którzy sami poprzez zakłóconą percepcję wkraczają do wyimaginowanego świata, który ma być wybawieniem, okazuje się piekłem (?) - nie do końca świadomi trwają w pewnego rodzaju grze, którą widz może przerwać. Jeśli chodzi o mnie to w trakcie rozwoju akcji przeszłam od współczucia bohaterom do zupełnego niezrozumienia - krzycząc w duszy typowe "nie idź tam, nie rób tego", ale po seansie uświadomiłam sobie, że może za każdym razem czynnikiem którzy popycha nas do tego mrocznego układu sił, w którym z góry wiadomo kto jest ofiarą (przynajmniej pozornie) jest wrodzona ciekawość ludzka, zaintrygowanie tym co nierealne, obce. To samo uczucie "ciekawości świata", którego doświadcza małe dziecko chcąc wkładać palce w gniazdko elektryczne.