Oglądałem film na lekcjach religii (zawsze to lepsze niz kolejna nużąca godzina:) W filmie strasznie męczyło mnie to, że wszyscy się porozumiewali Słowem Bożym i się kochali (jakie to nierealne), również zakonczenie filmu, w którym wszystko gładko wyszło na prostą (aż do przesady) było aż nadto przewidywalne, strasznie oklepany schemat trenera drużyny z collegu, która najperw ze wszystkimi przegrywa i pełni rolę chłopców do bicia ,a następnie cudownie dostaje wiatr w żagle i wszystkich zmiata. Spodobał mi się natomiast pogląd na rywalizację, gramy nie po to by waygrac tylko dobrze się bawic, a na zwyciestwa przyjdzie czas + dająca do myślenia scena w której trener kazał zawodnikowi przejsc 50 jardów z kolegą na plecach. Ten jednak musiał miec zawiązane oczy aby po przejsciu tego dystansu nie zrezygnował z dalszego wysiłku i szedł dalej.
Nie jest to wielkie kino ale od nudy można sobie obejrzec.