nie wiem co to za oceny krytyków 7-8 :) filmidło przypomina takie erotyki z lat 70-80, trochę komediowe, trochę frywolne. Wszyscy mówią o tasiemcu a chyba nikt o męskim przyrodzeniu i absurdalnie niepotrzebnej scenie seksu z uroczym zbliżeniem spermy. Film jako całość nie ma najmniejszego sensu - to znana historia, kiepsko opowiedziana, nudna, urozmaicana w dziwaczny sposób scenami gore o stopniu realizmu bliskim Snuff z lat 70. W ogóle jak ktoś szuka takich scen to Grotesque, Tanamorphosis a jak chce obrzydliwości to Kuso. A to takie niewiadomocototojest. Aha, że piękno boli? I krytyka estetyki ciała? wow, no nie wiedziałem....
twój system ocen opierajacy sie na wystawianiu wyłącznie 1 (a wiec brutalnemu zaniżaniu średniej) lub 10 (gdzie o kompletne arcydzieła dziś raczej trudno) skutecznie dyskwalifikuje Twoje wypociny nt. jakiegokolwiek filmu
każe Ci to ktoś czytać i się tym sugerować? oceniaj sobie po swojemu a ode mnie się odwal bo nie interesuje mnie co myślisz na mój temat.
No tak, męskie przyrodzenie to bez miary największy horror, trzeba oczy zamykać. Ile Ty masz lat, 14? Patrząc po 10 dla Venoma 3 i Annabelle chyba tak.
Każdy ma prawo do swojego zdania nawet najbardziej kontrowersyjnego, ale nikt nie ma prawa umniejszać, obrażać i krytykować osoby za to jak oceniła jakiś film/filmy lub nie oceniła wcale. Ja z regóły nie biorę udziału w dyskusjach, bo prowadzą przeważnie właśnie do obrażania i kpienia z uczestików rozmowy. A co do męskiego przyrodzenia i spermy, ja nie ma 14 lat a 48, nie zamykam oczu i nie uciekam, ale też nie mam ochoty tego oglądać. Jak będę chciała obejrzeć penisy, spermę i seks oralny to włączę sobie jakieś porno. Film ma obrzydliwe sceny, taki jest fakt, a czy one się komuś podobają czy nie to już inna kwestia. Niech każdy ogląda to, co chce!
Były też piersi, ale skoro Tobie akurat zapadł penis w pamięci...możemy dodać: a fuj.
Nie sugerujcie się opinią dave - jako całość nie ma najmniejszego sensu, kiepsko opowiedziana i nudna. Gość najwyraźniej fascynuje się hoolywodzkim mordobiciem i strzelaniną, których tu nie uświadczycie. Ten film po prostu trzeba zobaczyć, szczególnie jeśli podobała Wam się "Substancja". Polecam!
Ps. A propos, penis i dupa najlepsze ;)
Jak krytyka może być miejscami zrozumiała to jeśli ten film dostaje 1/10 to jak ocenisz taki, dajmy na to... "The Room", czy "Kac Wawa"? Jednak skala po coś została stworzona.
Komentarz w stylu: „nie zrozumiałem, więc film głupi”. Okej — „Brzydka siostra” nie jest filmem dla każdego, ale sprowadzanie go do „erotyków z lat 70.” i narzekanie na zbliżenie spermy (serio, to was jeszcze dziwi w 2025?) to już lenistwo intelektualne. To, że film miesza body horror, surrealizm i krytykę kultu ciała z kampową estetyką, to nie jest wada — to świadomy wybór, który wyraźnie nie trafił do widza szukającego „logiki” w dziele, które działa bardziej na poziomie emocji, dyskomfortu i podświadomości.
Porównania do Snuff i Grotesque są równie trafione, jak mówienie, że Requiem for a Dream to reklama środków nasennych. Jak się nie potrafi czytać obrazu, to wszystko będzie „niewiadomocototojest”. A że „piękno boli” i „ciało to więzienie” to banał? Jasne — tylko że ten film nie mówi tego, on to pokazuje w sposób, który boli, drażni i zostaje w głowie. Jeśli dla kogoś to za dużo — trudno. Ale może zamiast próbować film obrażać, warto go po prostu odłożyć i wrócić do klasyków z lat 80., gdzie wiadomo kto zły, kto dobry i nie ma żadnego śluzu.
nie szukam logiki, szukam dobrego filmu. Fajnie, że masz 20 lat i dla Ciebie to jest ekstra, ale to wszystko co opisujesz jest bardzo toporne i prostackie. Już wolałbym żebyś napisała komentarz typu "baśnie Grimm zawsze były krwawe" choć takie zdanie też pokazuje jak niewiele ludzie wiedzą dlaczego takie były i dlaczego takie już nie są. Co do przyrodzenia - wiem, ze wiele osób nie rozumie co tu napisałem więc wyjaśnię - nie dziwi mnie jego widok, dziwi mnie absurdalnie niepotrzebna scena w takim filmie. I nie, to nie jest przemyślany camp, dlatego że brak tu całkowicie spójności z taką stylistyką. Poza tym, jeśli dla Ciebie sceny penisa, tasiemca, amputacji są działaniem "na podświadomości" i starasz się udowodnić że film tego "nie mówi tylko pokazuje" no to jest żałosne. Problem tego filmu i Substancji też, to walenie takimi prymitywnymi obrazami po oczach, nie ma tu żadnej finezji, żadnego pomysłu, żadnej emocji. Dlatego podałem Snuff I Grotesque można dodać też nowsze dzieła z cyklu Kubusia Puchatka. Finezję to można znaleźć w Boxing Helena a jak szukasz swoich emocji to raczej w Kucharz...Greenawaya a ciekawe pomysły filmach młodego Cronenberga. Oglądnij Pieles to może zrozumiesz jak można mówić o dziwnych ciałach w sposób wizualny i jednocześnie ciekawy. Bo to co tu mamy to po prostu chamska egzemplifikacja haseł typu "piękno boli" i jak Ciebie taki prymitywizm zadowala, ok, ale nie pisz o podświadomości-tu jej nie ma, tu wszystko jest pokazane i po 5 sekundach jest nudne. Więc, błagam, nie mów mi, że nie zrozumiałem znanej historii pokazanej w oklepany sposób. Cieszę się że znalazłaś film będący dla Ciebie intelektualnym wyzwaniem, ale no cóż, nie do końca świadczy to o filmie..... A co do śluzu - polecam Kuso.
Ach, no tak. Jeśli coś nie spełnia Twoich wyrafinowanych kryteriów finezji à la Boxing Helena, to już musi być „żałosne”, „prymitywne” i skierowane do „20-latek”, które dopiero co odkryły istnienie kina. Cudownie. Jeszcze tylko brakuje, żebyś dorzucił „kiedyś to były filmy”, a będziemy mieli komplet.
Piszesz, że nie szukasz logiki, tylko „dobrego filmu” – i zaraz potem wypisujesz litanię zarzutów opartych dokładnie na tym, że coś nie trzyma się logiki Twoich oczekiwań stylistycznych. To może jednak szukasz filmu, który potwierdza Twój gust, a niekoniecznie czegokolwiek nowego?
Fascynuje mnie też, że tak bardzo boli Cię obecność scen „z przyrodzeniem”, „śluzem” i „tasiemcem”, a jednocześnie z jakimś niezdrowym entuzjazmem wypisujesz ich obecność jak katalog traum dzieciństwa. I serio, pisanie że film nie jest campem, bo „brakuje spójności” to tak, jakby krytykować surrealizm za brak realizmu. Wiesz, nie wszystko musi być Greenawayem z symetrią kadru i złotym obramowaniem.
I jasne, możesz mówić, że wszystko jest pokazane zbyt wprost – ale to właśnie jest siła tego języka: nie pyta o zgodę, tylko atakuje. Czasem sztuka ma być subtelna, czasem ma walić młotem. Tu wali. Jeśli dla Ciebie to „chamska egzemplifikacja”, to super – nie musisz tego oglądać. Ale udawanie, że rozumiesz wszystko lepiej tylko dlatego, że znasz Pieles (świetny film swoją drogą), to już nie tyle snobizm, co coś w stylu „jeśli ja się nie wzruszyłem, to nikt nie powinien”.
W każdym razie – dziękuję za ten manifest. Przynajmniej wiem, że „Brzydka siostra” dotknęła jakiejś czułej struny. A to już więcej, niż mogę powiedzieć o połowie Twojej listy filmów, które mają „finezję”. Ps. Mam lat 41 :) pozdrawiam!
nic mnie nie boli a już na pewno nie sceny które wymieniasz. Jeśli juz czuję ból, to z powodu prymitywizmu tego filmu . I nie - ten film niczego nie dotknął, kompletnie się mylisz, mój komentarz to wyraz rozczarowania a nie poruszonej emocji, nawet nie pamiętam o czym on był więc niestety, bardziej irytują mnie Twoje komunały niż to "dzieło". A już stwierdzenia "film nie pyta nie pyta o zgodę" - no błagam, to już nawet nie jest pretensjonalność. To samo mogę napisać o Frontieres czy High Tension czy pierwszym z brzegu przygłupim gore. Jak Ci się podoba, spoko. Dla mnie to gniot. Mam 50 lat i być może jeszcze brakuje Ci 9ciu żeby czuć się rozczarowaną takimi gniotami. I ja nie udaję, ja po prostu rozumiem lepiej - i tą historię, i tło etnograficzne, i rolę mitów i postaci, narracji, konwersji na współczesne formy, zmiany języka, przeniesienia akcentów itp itd. To mierny film i za rok nikt o nim nie będzie pamiętał. To nie sztuka, to taki wykwit dzisiejszej mody. Zresztą Substancji (mimo wszystko okropnie sztampowej i koszmarnie słabej w narracji z niby campową końcówką, całkowicie nieudaną zresztą) też nikt nie będzie pamiętał, tak jak nie pamięta ponoć świetnego Titane. Dlaczego? Bo dziadek Cronenberg zrobił to sto lat temu i sto razy lepiej a campowy gore już widzieliśmy w Martwicy Mózgu i no sorry, było to lepsze. A rady "nie musisz oglądać" zawsze mnie dobijają - włazisz na mój profil, komentujesz moją opinię, obrażasz mnie i zabraniasz oglądać film. Kobieto, to Ty dzwonisz :)
Z całym szacunkiem dla Twojego wieku, liczby obejrzanych filmów i rzekomego rozumienia „mitów, narracji, konwersji i akcentów”, ale… może wystarczy już tego udawanego elitaryzmu?
.
Z całym szacunkiem dla Twojego wieku, liczby obejrzanych filmów i rzekomego rozumienia „mitów, narracji, konwersji i akcentów”, ale… może wystarczy już tego udawanego elitaryzmu?
Twój komentarz to nie analiza – to wyzłośliwiony manifest rozczarowanego kinomaniaka, który tak bardzo chce udowodnić, że rozumie więcej, że aż zapomniał, że kino to nie egzamin z teorii mitu. A „nie pamiętam o czym był film” połączone z kilkoma akapitami rozbioru kulturowego to jakiś nowy poziom selektywnej amnezji.
To nie film musi „pytać o zgodę”, tylko widz może czasem po prostu odpuścić, zamiast z pianą na ustach tłumaczyć wszystkim, dlaczego coś nie zasługuje na pamięć. Serio, nie każda produkcja musi mieć pieczęć Cronenberga, żeby móc istnieć. Tak jak nie każda krytyka musi być podszyta nostalgią za latami 90.
Nie podobało Ci się – OK, ale błagam, nie dorabiaj do tego teorii o "modzie" i "gniotach", żeby ukryć własną niechęć do wszystkiego, co nie wpisuje się w stare, sprawdzone schematy. Bo na razie brzmi to nie jak głos znawcy, tylko jak pretensja kogoś, kto chciał arcydzieła, a dostał coś, co po prostu mu nie siadło.
I nie – to nie „ja dzwonię”. To Ty, najwyraźniej, nie możesz odłożyć słuchawki.