Poetyka tego filmu nawiązuje, moim zdaniem, do Sin City, porzucając wszelkie pretensje do realizmu na rzecz dużo większej swobody ekspresji i odjechanej treści, a to, siłą rzeczy, będzie powodować skrajne reakcje. Trochę jak z Matrixem, który ma grupy równie mocnych zwolenników co i prześmiewców.
Co prawda nie rozumiem czemu dwaj główni bohaterowie z uporem maniaka stylizowani są mocnym makijażem na kobiety (może to przez nawiązanie do japońskiego teatru?) podczas gdy wszyscy przeciwnicy ociekają wręcz testosteronem, ale za to Ron Perlman jest po prostu stworzony do swojej roli i scena, w której się goli mnie po prostu rozbroiła.
Suma summarum - nie będę nikogo na siłę przekonywał, ale za to gorąco polecam obejrzeć samemu i ocenić, bo można niechcący znaleźć swój nowy ulubiony film ;)
Jak dla mnie bardziej zbliżony do "The Warriors Way ", scenografia-muzyka-klimat po prostu świetne.Jest DVDRip na Pirate Bay do ściągnięcia, przyjemnego oglądania :)
Fakt tez mnie ciekawi czemu glowni bochaterowie stylizowani sa na kobiety?? w scenie w ktorej pierwszy raz ujawnia sie yoshi nie z poczatku myslalem ze to kobieta... moze dlatego aby zachowac kontrasty miedzy dobrymi a zlymi?? jak to bylo powiedziane w filmie " Nie zawsze najsilniejsi sa bochaterami" - czy jakos tak... mysle ze chodzi o to by ukazac ze ci ktorzy pokonali najlepszych zabojcow nie musieli byc wiekszymi twardzielami niz sami zabojcy :)
Widziałam! Coś wspaniałego! Innowacyjne na miarę Jeziora Łabędziego w choreografii Matthew Bourne'a. Nie lada gratka dla fanatyków kina i teatru, choć zaczynam rozumieć dlaczego nie zdecydowano się do tej pory na wprowadzenie tego filmu do kin - jest zbyt mało komercyjny. Jak lubię Sin City tak trzeba stwierdzić że w porównaniu z Bunraku Sin City można nazwać kinem komercyjnym. Jakie różnice - po pierwsze Bunraku jest przezabawny, wiele komizmu sytuacyjnego, czego w Sin City w ogóle nie było, po drugie, choć niektóre sceny w Bunraku też są brutalne jednak nie jest to tak "chamski" brutalizm jak w Sin City. Niebywałe walory artystyczne - pod tym względem miodzio. Siermiężność i urok, prostota i dbałość o szczegóły, siekanka i wydźwięk filozoficzny, brutalne sceny i sporo komicznych - wszystko razem fantastycznie połączone w jedną, spójną całość, niczego nie ma za dużo, niczego za mało.
Aczkolwiek na pewno nie jest to film który spodobałby się tzw. "większości". Jeśli kogoś drażni teatr, jeśli nie widzi miejsca dla jego elementów w kinie, to zapewne ten film nie będzie przez taką osobę wysoko oceniony. Ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie, pozytywne oczywiście. Taka perełka. Warto obejrzeć choćby po to by zobaczyć inne oblicze kina.
A może będzie w kinach ;) W USA jest http://bunraku.cinedigm.com/ , trzeba czekać na info o premierze światowej. Choć znam ten film już chyba na pamięć na pewno pójdę do kina.
"nie rozumiem czemu dwaj główni bohaterowie z uporem maniaka stylizowani są mocnym makijażem na kobiety" <- huh? o jakim makijażu piszesz? Ani Camui, ani Hartnett nie mieli na sobie make-upu (chyba, że typowy do zdjęć, jak wszyscy aktorzy), powiedziałabym nawet, że GACKT miał go dużo mniej niż zazwyczaj ;) A że ma facet delikatną urodę, to mogłoby się wydawać, że wspomaga się zabiegami upiększającymi (patrz: makijaż) :P
No i nie pojmuję jak można pomylić Camui'ego z kobietą... widziałam go na żywo metr przed sobą i nie ma w sobie niczego kobiecego (no, może prócz idealnych brwi xD), wręcz przeciwnie, emanuje, jak ktoś tu już stwierdził, "testosteronem" ;))
Co do filmu, fabuła taka sobie, ale jeśli chodzi o formę, to była to uczta dla moich oczu. Świetna gra barwami, światłem, genialne przejścia z miejsca nr 1 do miejsca nr 2. Widać, że wszystko zostało od początku do końca zaplanowane. Dzisiejsze kino ma to do siebie, że mało co nas już zaskakuje (pozytywnie lub negatywnie) i mimo poprzednika o podobnym stylu (mowa oczywiście o Sin City) BUNRAKU wywarło na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza te papierowe WSZYSTKO. Nie był to tylko komputer, a to wielki, wielki plus :)
Make-up miał w ostatniej scenie Perlman, taki widoczny. Też nie wiem czemu te teksty o make-upie, nawet jeśli mieli makijaż sceniczny to był on niezauważalny (poza tym który miał Perlman w ostatniej scenie), szczególnie że w japońskim teatrze, na który był stylizowany film mocny makijaż jest na porządku dziennym.
GACKT choć wcześniej go nie widziałam ani w filmie (jednym z tego co wiem) ani jako muzyka jest rzeczywiście bardziej męski od choćby mocno wystylizowanego na "dziuńka" McKidda (nie żebym coś miała do niego samego czy do jego gry - uważam że była rewelacyjna, tylko dziwi mnie że uważa się że stylizacja GACKTa czy Harnetta jest bardziej kobieca, kiedy to najbardziej kobiecą stylizację miał jesli już to właśnie McKidd)
Fabuła owszem - typowo westernowa ale miała ona być tu tylko nośnikiem. Nie tylko do formy (a raczej form, bo było ich wiele) co do swego rodzaju filozoficznego przekazu. Dla mnie ważnym aspektem był również fantastyczny humor. No ogólnie majstersztyk. Coś mega nowego i według mnie mega trafionego (jeśli idzie o mój gust).