Reżyser, którego nazwisko stało się synonimem mocnego kina akcji i zabawna, romantyczna opowieść utrzymana w łotrzykowskim duchu, rozgrywająca się w plenerach Lazurowego Wybrzeża? Czemu nie. Realizowane w tym okresie filmy Woo, były jego osobistą wędrówką przez gatunki i konwencje; tym razem przyszedł czas na spotkanie z komedią.
Wielkie gwiazdy kina hongkońskiego - Chow Yun-fat, Leslie Cheung i Cherie Chung, wcielają się w trójkę sierot, wychowanych przez swojego opiekuna na złodziei, specjalizujących się w finezyjnych kradzieżach dzieł sztuki. Jak to często bywa, na swój ostatni skok wybierają przejęcie pewnego przeklętego obrazu, który przyniesie im sporo kłopotów.
Zarówno "Killer" jak i "Kula w głowie" były sukcesami artystycznymi, ale nie przyniosły spodziewanych zysków. Woo zwrócił się więc ku lżejszemu gatunkowi, aby ponownie zdobyć zaufanie producentów i serce swojej widowni. Zrealizowany w dziesięć tygodni "Był sobie złodziej" spełnił tę rolę znakomicie, ujawniając mniej oczywiste oblicze twórcy.
Pojawiają się tu nawiązania do lżejszego Hitchcocka i "Różowej pantery", ale też do "Julesa i Jima" Truffauta czy "Ojca chrzestnego" Coppoli. Humor, często przechodzący w brawurowy slapstick, miesza się z cieszącą oko akcją i najwyższej jakości baletowymi strzelaninami.
opis festiwalowy