Po zapoznaniu się z prawdziwymi i wydarzeniami będącymi pierwowzorem do napisania
scenariusza (dla niewtajemniczonych chodzi o sprawę niejakiej Valerie Plane)
zastanawiam się czy te znaczne różnice pomiędzy tymi dwoma historiami nie wynikają
przypadkiem z obawy przed 'udzieleniem odpowiedzi' zanim zrobi to amerykański wydział
sprawiedliwości.
Jeżeli jednak jest to zamierzony zabieg, to gratulację za zgrabną fabułę i sprytne
wykorzystanie autentycznej historii.
Film naprawdę dobrze się ogląda no i daje spore pole do popisu dla tych, którzy lubią
rozważania typu 'czy było warto'
Zgadzam się, biograficzny "Fair Game" jest chwilami zbyt pompatyczny i czułostkowy. Zmarnowana szansa na opowiedzenie ciekawej historii, chociaż tak smacznie się zaczyna. Moralne dylematy i gierki władzy zostają rozwodnione przez sentymentalne sceny rodzinne (z bólem to piszę, bo bardzo cenię Naomi Watts, ale np. sceny pogodzenia się małżonków wg tego scenariusza nie było chyba szans zagrać wiarygodnie).
W "Cenie prawdy" na bazie autentycznej historii (czy raczej inspiracji tą historią) udało się zbudować opowieść o niejednoznaczności moralnej pozornie kryształowej postaci. Jest niezwykle ważny dylemat, autentycznie tragiczny wybór między wolnością słowa a bezpieczeństwem państwa pokazany na tle ludzkich słabości i osobistych interesów. Świetny film.
Bezpieczenstwo panstwa nie bylo w zadnym stopniu zagrozone, ona nie miala takiego dylematu, bo wiedziala, ze to zwykle klamstwo. Amerykanie czesto uzywaja takiego argumentu zwyczajnie obludnie. Jesli sie chwile zastanowicie, latwo wyobrazicie sobie do jakich sytuacji moze doprowadzic podciaganie wszystkiego pod owo mityczne "bezpieczenstwo" panstwa. Zreszta, nie trzeba sobie wyobrazac, zycie przynosi przyklady.
Jesli moje panstwo, w moim wypadku Polska, oczywiscie, bedzie torturowalo ludzi, to ja o tym powiem, bo to jest wg mnie wieksza wartosc nie stanowisko pana premiera (ktokolwiek by to nie byl).
Bezpieczeństwo państwa to nie tylko ochrona cywilnych obywateli i granic, ale także ludzi, którzy zajmują się wywiadem i pracują pod przykryciem. Jak skończyło się ujawnienie danych agentki, można było zobaczyć na ekranie. Stratę poniosło także państwo (po publikacji artykułu wywiad zwolnił dobrą i przenikliwą agentkę, która jako jedyna dobrze zdiagnozowała sytuację międzynarodową).
Racja, ta agentka wykonywała przecież tylko swoją pracę i tak jak dziennikarka stanęła w obronie wolności słowa tak ona była wierna służbie swojemu państwu. Z całym szacunkiem Karim, ale na jakiej podstawie twierdzisz, ze bezpieczenstwo kraju nie bylo zagrożone? Przecież jednym z istotnych elementów silnego państwa jest posiadanie służb specjalnych. Nikt nie mógł przypuszczać kto tak naprawdę stoi za przeciekiem a istniało niebezpieczeństwo, że ten ktoś wyjawi nazwiska innych agentów.
Bardzo prosto, jesli ona wiedziala o raporcie i co w nim bylo, zdawala sobie sprawe, ze dzialanie prezydenta nie bylo koniecznoscia tylko dzialaniem pod publiczke, aby pokazac wlasnie spoleczenstwu, ze prezydent to silny czlowiek, kosztem innego narodu.
Przypomne tylko, ze nieuzasadniony akt agresji to zbrodnia, i - przynajmniej teoretycznie - to prawo dotyczy rowniez USA. Kobiete wsadzili do kicia, bo powiedziala prawde.
Gorzej, dzialanie prezydenta mozna uznac za narazanie panstwa na niebezpieczenstwo, gdyz atakujac inny kraj bez przyczyn dodaje swemu panstwu tylko wrogow: u nas sie o tym nie mowi, ale w Ameryce Lac tez sa terrorysci.
Gdyby nasz Komorowski zrobil cos takiego, chialbyscie sie dowiedziec prawdy? Ja tak.
W filmie wspomniano, że raportów było kilka i tylko raport Van Doren nie uzasadniał słuszności ataku na Wenezuelę. Można oczywiście domniemać, ze pozostałe raporty zostały zafałszowane, ale też nie ma 100% pewności, ze to Van Doren miała rację w swoim raporcie. Poza tym na końcową ocenę jej pracy na pewno miał wpływ stosunek jej męża do rządu, choć zapewne nikt głośno jej tego w pracy nigdy nie powiedział.
Wywiad nie zwolnił agentki, agentka zwolniła się sama-brawo za nadinterpretacje. Dziennikarka ujawniła nadużycia ze strony rządu/prezydenta. Miała do tego pełne prawo. A całe sedno tkwi w scenie, w której adwokat wyjaśnia całą sprawę przed sądem najwyższym. Kim był świadek, to naprawdę nie jest ważne. Ludzie uczepili się, że "to tylko dziecko". Dziecko było tu symbolem. Jeżeli w danej sprawie są przedstawione niezbite dowody, rząd nie powinien mieć możliwości szantażowania i wymuszania tożsamości informatorów, bo jest to porwaniem się na wolność zarówno publicysty jak i jego źródła. Każdy chyba zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie poniosło by źródło, gdyby nie było dzieckiem?
Nie wnikając już w to czy dziecko może zostać ukarane, kto jest informatorem, czy dziennikarz może wydać informatora czy nie itd. to zgadzam się z jedną z osób, że film nie trzyma się kupy... Kobieta, nie pierwszy dzień w swoim zawodzie, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji swojego artykułu? Z tego , że straci syna? Z ewentualnych problemów? Poza tym, uważam, że gdy już zrobił się z tego niezły chaos, to Rachel mogła powiedzieć Erice prawdę nt jej córki. W ten sposób kobieta umarła bezsensownie, zupełnie nieświadoma prawdy. Erica wzięłaby na siebie sprawę z "wygadaniem się" - uratowała by swoje dziecko, całą rodzinę Rachel itd. Taka jest przynajmniej moja wizja. Poza tym aż ciężko mi uwierzyć, że nie znalazłaby się jakaś luka w prawie, którą Alan mogłby wykorzystać. Z resztą o tym filmie można mówić i mówić. Rozpatrywać na różne sposoby- co jest w takiej sytuacji właściwe, a czego absolutnie zrobić nie wolno. Jak najbardziej rozumiem kwestie zachowania w tajemnicy tożsamości informatorów i konsekwencje, gdy zrobi się inaczej. Ok, kończę swój wywód;p
Mnie najbardziej zirytował Ray Armstrong, mąż głównej bohaterki... facet to jednak potrafi się zachować ;)
Pozdrawiam i film polecam. Dobry materiał do przemyśleń. U mnie 7/10.
Dodam jeszcze tylko - trzeba postawić się na miejscu rządu/CIA/prezydenta. Jeśli ktoś wydał jednego agenta, może wydac i innych a to jest równe zagrożeniu polityki/bezpieczeństwa państwa. Także trzeba zrozumieć działania obu stron.
Poza tym myślę, że można było zakończyć to wszystko dosć szybko i bezboleśnie jeszcze w inny sposób - dogadac się z prokuratorem i pójść na układ ( ale o tym już nie pisze).
"uratowała by swoje dziecko, całą rodzinę Rachel itd" ??? chyba tylko gdyby była jasnowidzem i przewidziałaby, że tak to się skończy, ona nie dokonywała wyboru znając konsekwencje, nikt ich nie mógł znać, wierzyła, że niedługo wyjdzie, że mąż jest/będzie z nią, była po prosta wierna swojemu słowu, które dała dziewczynce, taka miała zasadę
Nie miała lat 10, a była dojrzałą, doświadczoną kobietą. A skoro tak, to podejmując decyzje była świadoma danych konsekwencji. To dziennikarka - oni tym bardziej zastanawiają się nad celem/konsekwencja napisania artykułu. I nie chodzi o bycie jasnowidzem, a zwykłą mądrość życiową, która zakładam, że miała. Gdyby zastanawiała się nad rangą poruszanego tematu ( a film pokazuje, że to właśnie robiła ) liczyła się z ewentualnymi efektami.