Po sukcesach 'Hero' i 'Domu latających sztyletów' Zhang Yimou pozostał w konwencji kina kostiumowego, lecz tym razem zrezygnował z elementów podniebnego baletu (a przynajmnniej zepchnął je na trzeci plan) na rzecz klasycznego dramatu historycznego z elementami batalistycznymi. "Cesarzowa" to monumentalny epos, przywodzący na myśl szekspirowskie dramaty Kurosawy i zrealizowany według tych samych prawideł co najlepsze chińskie filmy kostiumowe początku ubiegłej dekady. Dzieło Yimou, reklamowane jako najdroższe przedsięwzięcie w historii chińskiej kinematografii, onieśmiela przepychem już od pierwszych minut, sprawiając, że świadomość zawrotnych pieniędzy wyłożonych na produkcję nie opuszcza nas nawet przez chwilę. Bajkowe, bogato zdobione wnętrza i emanujące kolorami kostiumy są więc niemym, ale i bardzo dostrzegalnym bohaterem tego filmu. Co ciekawe, miast przytłaczać, akcentują tylko aktorów.
Pośród tej porywającej otoczki rozgrywa się wielowątkowy dramat z udziałem rodziny cesarskiej, pełen spisków i sekretów, które kolejno dane jest nam odkrywać. Zgrabnie poprowadzona narracja stopniowo wzmaga dramaturgię i podsyca oczekiwanie na porywający i od początku nieuchronnie tragiczny finał. I to właśnie na finiszu film wymyka się z rąk Yimou, podobnie jak wcześniej 'Dom latających sztyletów'. Tam raziła przesadna alegoria zaserwowana w ostatnich minutach, tutaj jest to podobny brak umiaru, ale już pod postacią samych wydarzeń, których natłok w ostatnim kwadransie psuje nieco efekt końcowy.
W całej tej wielowątkowej intrydze pierwsze skrzypce gra dawna muza reżysera, Gong Li, równie olśniewająca co za swych najlepszych lat; w roli cesarzowej dumna i dostojna, ale i wyzywająco piękna, wspaniale wyglądająca w złocistych kostiumach. Jej partnerem jest inna ikona kina azjatyckiego, Chow Yun-Fat, tutaj zdecydowanie bardziej powściągliwy w wyrażaniu emocji niż możnaby tego oczekiwać, ale za to jakże inny od ról z którymi jest powszechnie kojarzony. Cesarskiej parze równego kroku dotrzymuje młode pokolenie aktorskie; wystarczy tu wspomnieć świetnych Liu Ye czy Jaya Chou. Doborowa obsada jest zresztą kluczem do sukcesu 'Cesarzowej', bo to właśnie świetnie zagrane postacie, poprzez swoją wielowymiarowość budują całe napięcie i budzą najwięszke emocje.
Zhang Yimou nie serwuje nam jednak niczego nowego, bo jego nowy film to po prostu utrzymany w podniosłym tonie, ładnie zrealizowany dramat 'szekspirowski', których kino trochę już zna. Faktem pozostaje jednak, że 'Cesarzowa' to wspaniały powrót do tradycji dumnego dramatu kostiumowego, którego w kinie azjatyckim w ostatnich latach brakowało. Porównań z dawnymi, pełnymi politycznych podtekstów dziełami Kaige'a czy właśnie Yimou, 'Cesarzowa' pewnie nie wytrzyma, ale nie zmienia to faktu, że jest to przejmująca, pełna wizualnego rozmachu i emocji opowieść.