Mistrzowsko zainscenizowany, zatańczony, wyśpiewany i kosmicznie sfotografowany i zmontowany.
Film reżyserskiej dyscypliny i niespotykanej synchronizacji.
Ustępuje "SŁAWIE" Parkera, ale już z łatwością pokonuje "HAIR" Formana.
"SŁAWA" zachwycała zarówno od strony musicalowej i fabularnej.
"HAIR" już taki dobry nie był. To znakomita opowieść, ale partie musicalowe są bez wystrzału.
Tymczasem "CHORUS LINE" właśnie od strony roboty musicalowej zachwyca pieczołowitością. Bohaterowie tańczą i śpiewają i nawet widz jest w stanie spośród liczneho grona wyróżnić wybijająca się jednostki.
Sztuka niemała i RICHARDOWI ATTENBOROUGH się powiodła.
Piosenki sa melodyjne i od razu wpadają w ucho.
No i ten DOUGLAS...
gdy ogląda się ten film, nie ma się wątpliwości, że zrobił karierę.
On zawsze umiał grać. Tu gra postać nieszczególnie sympatyczną, ale swą pasją zjednuje sobie tancerzy i ...widza.
WIELKIE KINO!
Polecam!