to jeden z takich filmow, w ktorych najwieksza frajde sprawia obserwowanie, jak wielki rezyser poszukuje wlasnego stylu oraz porownywanie go z pozniejszymi obrazami mistrza. 'chlopcy z fengkuei' rozpoczynaja serie kilku kolejnych filmow hou, ktore traktuja o przemijaniu. z grubsza oczywiscie, bo trudno jednoznacznie okreslic o czym dokladnie wielowatkowe dziela tego rezysera opowiadaja, a spostrzezen i interpretacji przybywa z kazdym kolejnym seansem. fabula fengkuei koncentruje sie wokol losow paczki przyjaciol z nadmorskiego miasteczka, ktorzy beztrosko spedzaja czas wzajemnie sobie dokuczajac, podrywajac dziewczyny i co jakis czas wpadajac w konflikt z lokalnymi 'gangsterami'. po jednym z takich zatargow podejmuja decyzje o przeprowadzce do wielkiego miasta; chca znalezc prace i zarobic troche pieniedzy. wraz z uplywem czasu ich marzenia, drogi i cele zaczynaja coraz bardziej sie rozchodzic, a przyjazn jest wystawiana na kolejne proby. z poszczegolnych scen wyraznie wylania sie ta niewidoczna dramaturgia, charakterystyczna dla nastepnych obrazow hou; jej ujsciem jest scena ostatnia, piekna i bardzo w stylu tego rezysera: troche pesymistyczna i troche optymistyczna. nie tak jednoznaczna jak w podobnym tematycznie 'pyle na wietrze', ale pelna energii, improwizowana, przymnoszaca melancholijne wspomnienie radosnych dni w miasteczku fengkuei.