Nie rozumiem jak można pisać, że to kiepski film. Czepiacie się takich szczegółów, na jakie człowiek, który identyfikuje się z bohaterem i próbuje zrozumieć fabułę, nie zwraca uwagi. Że obozy były lepiej chronione? Że nie mogło dojść do takiej przyjaźni? Chyba nie o to chodzi w tym filmie. Taka historia jak najbardziej mogła mieć miejsce. Dla tych, którzy filmu nie zrozumieli, polecam obejrzeć wywiad z reżyserem i autorem powieści o tym samym tytule, załączonym na płycie. Opisują oni ważniejsze sytuacje, co miały wywołać u widza, wyjaśniają symbolikę, np motywy pasków - pojawiają się nie tylko na piżamach, ale również na balustradach, a na to nie zwróciłam uwagi. Film miał pokazać nie tylko historię chłopca, ale dzieje tysiąca Żydów, ujęcie pod koniec jest po prostu genialne - piżamy tak wielu ludzi, rzucone przed rzekomym 'prysznicem'. Muzyka piękna!
PS. To od widza zależy, czy współczuł komendantowi i jego rodzinie, po utracie syna, czy myślał, że mają dobrą nauczkę. Ja osobiście miałam mieszane uczucia. Szkoda mi było chłopca, bo na pewno każdy, kto oglądał film, chciał, aby zdążyli go uratować, a jednocześnie, gdy patrzyłam na twarz komendanta poczułam satysfakcję. To, co on czuł w tej chwili, przeżywało wiele żydowskich rodzin.
Film jest również zabawny - postać Bruna ma w sobie coś, co pozwala nam się śmiać. Jego niewinne kłamstewka, niechęć do siostry.
Nie wiem czemu, ale 'śmieszy' mnie to, że chwilę przed tragedią jest scena, w której ojciec mówi, że 'potrajamy wydajność'. To nie jest śmiech z sytuacji, ale dziwię się tej ironii losu, która jest przedstawiona. Pavel - postać, którą aktor świetnie zagrał.
Oglądałam 3 raz, za każdym razem płacz.