Sposób, w jaki Bruno zachowywał się w stosunku do Szmula, cholernie mnie wzruszył, biorąc pod uwagę fakt, z jakich środowisk każde dziecko pochodziło. W dzisiejszych czasach, poprzez wzorce pobierane od rodziców, z telewizji, dzieci od najmłodszych lat zauważają kwestie ubrania/wyglądu/pochodzenia, tego, że pod szkołę podjeżdża tata maluchem, a tego drugiego mercedesem. Zabawne, ale właśnie już teraz w podstawówce tak jest, a jeszcze dziesięć lat temu wszyscy razem bawili się w wisielca bądź skakali na skakance nie patrząc na to, czy ktoś ma spodnie wytarte czy modne buciki.
A w tym filmie? Pomimo tego, że Bruno wychowywał się przy ojcu żołnierzu, to nie karmił on swojego syna nienawiścią do Żydów, starał się wręcz unikać tego tematu. Matka również przejawiała większy cień człowieczeństwa. Sądzę, że gdyby nie nauczyciel i zakochana w Hitlerze siostrzyczka, Bruno ani razu nie spojrzałby z zastanowieniem na Szmula, a jedynie miałby go za przyjaciela.
Ten film posiada dwa ważne aspekty:
1) serce dziecka jest czyste. póki rodzice/dorośli nie wpakują mu chorych i przesadnych poglądów, nie ma dla niego znaczenia, jak kto wygląda, ważne, by się dobrze z nim bawiło, by móc się z nim czymś podzielić i wspólnie odkrywać świat, bez zawiści i oceniania. Trzymajmy nasze dzieci jak najdłużej z dala od nienawiści i przekazujmy im wartości czy poglądy na życie bez dodatkowej porcji 'agresji'. Oczywiście nie mówię o tym, by trzymać dziecko pod kloszem, by potem, gdy spotka je coś złego, zobaczył, że świat wcale nie jest taki kolorowy, ale najważniejsze, by pokazać mu, czego złego można dzięki sobie samemu uniknąć.
2) jest ciekawszy od typowych filmów historycznych - moim zdaniem - w których pokazywane są różne brutalne zdjęcia z obozów. swoją fabułą daje więcej do myślenia, bo nie jest to suchy fakt, a dodatkowa historia zawarta w tej prawdziwej historii. Pokazanie tego, w jaki sposób niemieccy bohaterowie traktowali choćby Pawła wstrząsnął mną bardziej, niż rysunki pokazujące 'szczątki' niewolników w podręczniku od historii (choć może to wydawać się dziwne).
Zakończenie filmu sprawiło, że na długo zapamiętam buzię małego Szmula.
Jestem tego samego zdania.
Film, pomimo delilkatności, czyli braku scen przepełnionych rozlewającą się krwią, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Myślę, że to dlatego, że reżyser postarał się aby jego dzieło było jak najbardziej realne. To właśnie jego codzienność sprawiła że teraz wiem,że to była w miarę normalna rodzina. W miarę, bo nie każdy ma siostrę o takich poglądach i ojca mordercę.
Podobało mi się to, że nie zostało powiedziane wprost o co tak na prawdę chodziło z kominami. Nikt nie powedział: ,,Tam są paleni ludzie.", tylko wyrażone to było miną jaką matka patrzyła na dym, albo tekstem żołnierza: (napiszę mniej - więcej, bo nie pamiętam dokładnie) ,,Jak się palą, jeszcze gorzej cuchną. "
Płakałam, kiedy Bruno powiedział żołnierzowi że nie zna Szmula. Bałam się, że chłopcy się więcej nie zobaczą. Chyba nie muszę już wspominać jak bardzo płakałam na końcówce filmu...
Wzruszyła mnie także niewiedza małego Bruna. Te momenty kiedy był po stronie obozu i myślał że pójdą do kawiarni, albo że przeczekają deszcz...
On tak bardzo chciał wierzyć ojcu że nie dzieje się tam nic złego (mam na myśli to jak przytulił się do ojca po obejrzeniu jego ,,prawdziwego" filmu o obozie)...
,,Chłopiec w pasiastej piżamie" na długo pozostanie w mojej pamięci. Obejrzałam go kilka dni temu i do tej pory kiedy zamknę oczy widzę obraz małych chłopców zaciskających razem ręce,tuż przed śmiercią...