Zwykle nie podejmuję się rozpoczynania nowych wątków, bo czuję się jak bachor, który
pozjadał wszystkie rozumy. Bo ja się w ogóle nie znam na kinie, dlatego ciekawa jestem
Waszych opinii w pewnej kwestii.
Otóż według mnie ten film jest raczej średni. Naciągana fabuła w stylu amerykańskim,
niezłe (choć dla mnie przeciętne) aktorstwo...
Najbardziej podobało mi się, że mimo hollywoodzkości całego scenariusza, film nie miał
happy endu. Oczywiście nie chodzi mi o to, że chciałam śmierci chłopców. Po prostu
sprawiła ona, że obraz był bardziej wiarygodny, przez co jestem skłonna podwyższyć nieco
ocenę.
Ale naprawdę nie rozumiem co powoduje, że "Chłopiec..." ma tak wysoką ocenę. Jest chyba
sporo filmów o podobnej tematyce, które bardziej na tę ósemkę zasługują? Co myślicie?
Może nie średni, jest to dobry film, sama dałam 8, ale fakt czuje niedosyt, bo liczyłam że z taką oceną średnią ja postawię mu 9, niestety nie mogę. Jak by to określić był zbyt kolorowy w momentach których powinien być szary, chodzi mi o to, że nie poczułam grozy z tego filmu. Zakończenie zamiast doprowadzić mnie do łez, szczerze mnie zdziwiło, że właśnie nie ma happy endu, choć bardzo dobrze że nie ma. Zgadzam się z tobą kwestii, że powstało już kilka lepszych, bardziej przejmujących historii tej tematyce, ale podejrzewam że to dlatego że amerykanie nie do końca czują klimat zbrodni jakie robili hitlerowcy. W tym filmie dosyć dobrze odwzorowali obóz, mundury Niemców i zachowanie oficerów, ale jednak nie odczułam tego, a jestem bardzo empatyczną osobą i wczuwam się oglądając film. O wiele bardziej przemówiła do mnie "Joanna" niż "Chłopiec..", chyba jednak Polacy potrafią lepiej oddać klimat II wojny światowej.
Dokładnie o to mi chodziło, że ten film ukazuje wszystko w dość łagodny sposób, i nawet smutne zakończenie nie wywarło na mnie takiego wrażenia jakie powinno. W sumie bardzo prawdopodobne, że Amerykanie po prostu tego nie "czują" ...
Nie wiem jak wy , ale ja odebrałam film jako obraz pola widzenia Bruna , tak jak on zapatrywał się na życie - przygoda... Przecież chłopiec prawie do końca (?) myślał , że obóz jest farmą , nie wiedział , że zabijani są w nim ludzie , więc co chcieliście otrzymać ? Mnie film bardzo zapadł w pamięć i szczerze nie przewidziałam końcówki..
Hm, muszę przyznać że nie myślałam o tym w ten sposób. Oczywiście że film przedstawiał wszystko z punktu widzenia Bruna, ale taki bieg wydarzeń z jakiegoś powodu nie wydaje mi się prawdopodobny...
Hm, mnie też film jakoś nie zachwycił. Sama nie wiem czemu, ale nie szczególnie przypadł mi do gustu. Właściwie najbardziej spodobało mi się owo smutne zakończenie. Chyba obejrzę jeszcze raz.
Myślę, że nie można rozpatrywać tego filmu tak jak Ty to próbujesz zrobić. Smallandalone bardzo dobrze to ujęła, z resztą to już z samego założenia nie miał być film wojenny ani o holokauście. Tutaj podjęto konkretną problematykę.
Chyba nie mam innego wyjścia jak tylko się z Tobą zgodzić, a mimo to jakoś nie jestem w stanie zachwycić się tym filmem, wzruszyć, przeżyć go tak jak większość ludzi.
Wcale nie oczekiwałam filmu wojennego, ale też nie spodziewałam się oglądać "znanej" mi (na tyle na ile to możliwe) wojny i holokaustu z perspektywy małego synka hitlerowca...
Może po prostu powinnam, po tym co napisaliście, obejrzeć ten film jeszcze raz...
Dzięki za opinie :)
Film jest ciekawy, w dosyć oryginalny sposób ujmuje problematykę, aczkolwiek nie jest to kolejny płaczliwy dramat o tym jak żydom jest źle i niedobrze. Największe wrażenie wywiera podczas pierwszego seansu, później może powiewać banałem...
byłam pozytywnie zaskoczona tym, że darowali sobie łzawe pożegnania, rozpaczliwe łkania, czy też powolne, dramatyczne prowadzenie "obozowiczów" na rzeź. ostatnia scena działa się szybko, bez zbędnych wzruszeń, bez happy endu (czyli np. cudownego ocalenia, wewnętrznej przemiany ojca Bruna itp.). To zdecydowanie pozytywny aspekt.
Oczywiście historii o obozach się z tego filmu nie nauczymy, to jest po prostu opowieść, luźna, zmyślona - o tym jak obozy widział ośmioletni chłopiec. Dobrze się ogląda.
A nie mieliście takiego dziwnego uczucia, pewnej satysfakcji? Bo zazwyczaj czuje się smutek jak główny, pozytywny bohater ginie. Często z korzyścią fabularną, ale w widzu jest pewien zawód, gdy mimo wszystko bohater, któremu podskórnie się kibicuje ginie. A śmierć tego chłopca była tragedią... ogromną tragedią dla matki, ale ja czułam pewne przerażające uczucie mściwej satysfakcji, nie chciałam, żeby zdążyli, tylko mieli nauczkę. Nawet kosztem Bruna.