"Chłopca w pasiastej piżamie" czytałam już kilka lat temu, jednak już wtedy wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jak to często z ekranizacjami bywa, filmowi nie udało się oddać pierwowzoru, co zresztą w książce było łatwiejsze, bo trzeba było manipulować jedynie słowami. Środek nieproporcjonalnie długi w stosunku do końca, myślę, że można było bardziej pokazać obóz, który jest dość nierealny, rysuje się jako ledwie rozmyte tło. Dzieci ganiają tam samopas, żołnierzy prawie nie ma, cały obóz sprowadza się do miejsca przy ogrodzeniu, gdzie Szmul widuje się z Brunem.
Reasumując: nie powaliło mnie.
Cóż, spieprzona, czy nie, na pewno nie zasługuje na ocenę 8,2.
Ale co zrobić, tematyka holocaustu, niewinne dzieci, to wzrusza od zawsze masy, które wolą iść do kina, niż zadać sobie ten wielki trud sięgnięcia po książkę. Takie tanie emocje się sprzedają, a czy nie o to głównie chodzi? Filmy o wojnie przeważnie zgarniają fortunę. Lista Schindlera, Pearl Harbor, Szeregowiec Ryan, Czas Apokalipsy... Okej, różne półki, ale koniec końców i tak rozchodzi się o kasę. Tylko film mógłby być chociaż dobry.