Nie wiem skąd te zachwyty nad filmem. Drewniana gra wszystkich aktorów, kompletnie niedopracowany główny wątek fabuły czyli problem psychiczny, którego kobieta nabawiała się dzięki swojej chorej matce. Wykluczające się wątki poboczne, jak to, że narzeczony najpierw narzeka, że kobieta ma zawsze idealny wygląd, a później prosi ją o zapuszczenie włosów i wyprostowanie ich na imprezę zaręczynową. Wstawki rasistowskie: w całym filmie ewidentnie wszystkim oprócz fryzjera przeszkadzają naturalne afroamerykańskie loczki. Wstawki seksistowskie: pokazano, że jak kobieta nie ma długich i prostych włosów, to nawet zamiatacze ulic się za nią nie obejrzą. Film do bólu głupi i widać, że kręcony na siłę, a ludzie się zachwycają bo oto bohaterka przeszła przemianę. Nic w tym odkrywczego ani niespotykanego.