Przez pierwszą część filmu zastanawiałem się czy nie iść już spać bo rano trzeba wstać, parafrazując klasyka. Dopiero jak bohaterowie pojechali do domku przy plaży moje zainteresowanie drgnęło. W recenzji redakcji filmwebu, cytuje: "W "Coś za mną chodzi" metafora seksu jako zagrożenia...", no ja odebrałem ten seks jako przede wszystkim dziecinadę (jakby twórcy kierowali ten "horror" w stronę sfrustrowanej amerykańskiej młodzieży) oraz jako raczej sposób na uratowanie własnej skóry. Naprawdę nie było lepszego pomysłu? No i ten koleś, Paul.... Jak mu się oczy zaświeciły, że pod płaszczykiem troski i szlachetności będzie mógł bzyknąć dziewczynę w której się kocha. Jakby na filmwebie były emotki, to bym wstawił facepalm. Na plakacie jest napisane, że to jeden 25 najlepszych amerykańskich horrorów XXI wieku... No chyba kogoś poje&ało... Mówię temu filmowi stanowcze nie. Bardzo się na nim zawiodłem i nie pomogą mu nawet zdjęcia...
P.S. Mam spore pojęcie o horrorach ;)