Van Cleef robi wrażenie, jakby urodził się wyjątkowo błyskotliwym łowcą nagród z czasów dzikiego zachodu. Czy to jako Sabata, czy jako Douglass Mortimer, czy właśnie jako bohater tego filmu zagrał wybitnie dobrze, jakby po prostu był tą postacią, którą gra w wielu westernach. Milian w sumie też gra jednego i tego samego człowieka, czyli rewolucjonistę z Meksyku, który na początku wydaje się być złym typem, a potem się okazuje, że też jest człowiekiem i też robi to znakomicie. Ale jednak to Lee Van Cleef jest tą osobą, która sprawia, że spaghetti western jest albo bardo dobry albo znakomity. Aczkolwiek w tym przypadku treść filmu nieco dogoniła ten poziom, gdyż fabuła trzyma w napięciu do samego końca. Rewelacyjny film.