Ja doliczyłem się aż 4 miłości w tym filmie: egoistyczna - to Grzegorz, który wolał zadbać o karierę,
kosztem Ewy; altruistyczna - to Andrzej, który kosztem swojej kariery uratował Ewę; zaborcza - to
miłość, o której powiedział Profesor ("zazdrosny" fortepian, któremu trzeba oddać wszystko) i
wreszcie miłość niechciana, czyli najpiękniejsze dla mnie w tym filmie uczucie Zosi, która mimo
braku szans na wzajemność ze strony Andrzeja, niejako wbrew sobie pomagała Ewie.
Sama Ewa... No cóż, mam mieszane uczucia - rozumiem jej sytuację, żyła w strachu o życie, które
mogła w każdej chwili stracić, ale dziwi mnie jej stosunek do Andrzeja; bardziej pozwalała się mu
kochać, sama dopiero na samym końcu odwzajemniła jego uczucie. Ale aktorka w roli Ewy miała
śliczne duże oczy, takie smutne... :-)
Mnie ta dziewczyna zawsze tak dobijała, że miałam ochotę krzyczeć. O, nawet teraz mam ;)
mnie dobiła tym, jak wysiadła z pociągu do sanatorium :-D przyznaję, w tym momencie zaczęła mnie złościć jej postawa - co nie zmienia faktu, że ładna dziewczyna ;-)
Filmu dawno nie widziałam. Słabo go już pamiętam, ale z tego co pamiętam rzeczywiście była całkiem, całkiem ;)
Miłość Andrzeja nie była miłością egoistyczną do kariery, tylko miłością do pianina.
A co do Ewy, dziewczyna musi coś mieć żeby chłopak się w niej kochał, a ona była dokuczliwa, nie zbyt piękna a w dodatku słabo grała. Ale mimo to współczuję jej. Wedle filmu, ona wcale nie kochała Andrzeja tylko była z nim z poczucia wdzięczności.