ale jakiś punkt zaczepienia do ciekawego rozwinięcia akcji się pojawia. Im dalej las tym większe zdziwienie moje budziła fabuła, której zwieńczeniem była absurdalna scena u lekarza. Ten film to chyba podręcznikowy przykład jak nie robić horrorów (choć to dla mnie był bardziej "thriller")
- szczątkowa fabuła - 80% procent projekcji spędziłem obserwując zmagania bohaterki z reakcjami organizmu na ten przygodny stosunek, które nie posuwały akcji do przodu o milimetr
- irytujące postaci począwszy od głównej bohaterki, która przez większość filmu zachowywała się jak kompletna kretynka. O pozostałych szkoda wspominać, tak bardzo ich aktorstwo utkwiło mi w pamięci. Swą charyzmą przypominali bohaterów amerykańskich slasherów.
- poboczne wątki, które są, ale jakby ich nie było, co sprawia, ze stają się obojętne i jakimś nieznaczącym kwiatkiem do kożucha. Problemy lesbijskiej miłości Samanthy, problemy jej matki (katolki, a jak!:) z akceptacją skłonności córki czy jakieś zaloty bezbarwnego jak woda chłopaczka do lesbijki - obeszły widza tyle co zeszłoroczny śnieg
- brak klimatu - jeśli za film zabrał się pochłaniacz horrorów w stylu Saw, Hostelu czy nawet hiszpańskiej szkoły mógł sobie jedynie rwać włosy z głowy na widok kolejnych wytartych jak wycieraczka numerów w stylu, plucie krwią, krew w muszli czy wylatujące trupie robaki.
- finał - obejrzawszy finał ręka samoczynnie opadła mi na czoło.