...jest takie jak, gdyby jechał tym autem pijany, naćpany i z czterema panienkami na tylnej kanapie :P
Do tego jeszcze wrócę. Wielu widzów ma jakąś granicę w postrzeganiu tego co dzieje się na ekranie, po której zapala się pewna lampka, a opowieść staje się zbyt naciągana. Każdy odbiera to inaczej, nie uważam, że w takich opowieściach wszystko musi być realistyczne, i każdy bohater musi zachowywać się zawsze racjonalnie. Bo nawet w życiu nie zawsze tak jest. Ale jest jednak jakaś granica. Bardzo subiektywna, ale ten film ją jak dla mnie przekroczył. Opowieść stała się zbyt naciągana, niewiarygodna, efekciarsko zakręcona na siłę, co podkreśla też montaż i konstrukcja tej opowieści.
Na taki odbiór składa kilka rzeczy, ale ja wracając do tytułowego tematu skupię się tylko na tej głównej akcji, od której cała intryga startuje. To zachowanie głównego bohatera po przypadkowym wypadku, wydaje się tak naciągane, że coś tu nie gra od samego początku.
Konsekwencje czysto prawne, prawdopodobnie są nikłe, przypadkowy wypadek, jeleń (o ile faktycznie był), telefon u ofiary podczas jazdy, reasumując niekarany człowiek z dostępem do świetnych prawników, prawdopodobnie wybroniłby się bez większych konsekwencji.
Głównym motywem staje się, więc chęć ukrycia romansu. Ale pakowanie się w jakieś ukrywanie zwłok, auta, dobijanie rannego to jest jakaś abstrakcja. Pakowanie się w szambo. Daleko prostszym rozwiązaniem jest po prostu próba okłamania żony na szereg różnych sposobów. To się nijak nie kalkuluje, ryzykowanie kryminału vs jakieś próby manipulacji żoną, w najgorszym wypadku rozwód, ale do tego też jest daleka droga i szereg zdarzeń, które można naprawić. Zresztą głównemu bohaterowi bardziej zależy na karierze, niż na żonie, a temu dalece bardziej szkodzi topienie zwłok, niż jakiś tam romans.
Bohater zachowuje się jak, gdyby z premedytacją kogoś zaciukał i w panice musiał jakoś się ratować. Ewentualnie jechał na haju, z tymi czterama panienkami na tylnej kanapie :D Podczas, gdy w rzeczywistości nie popełnił żadnego wielkiego wykroczenia.
Tak realnie, zważywszy na wpływy i prawników, zapewne uznaliby go współwinnym i dostałby jakiś tam mandat czy ewentualnie nawet zawiasy. A co do tej granicy - pełna zgoda. Niestety zachowanie większości postaci zwyczajnie nie ma sensu, to a), b) ciężko uwierzyć w masę innych rzeczy. Fabuła niestety naciągana i przekombinowana.
Miałem podobne uczucia też nie dałem rady dalej oglądać filmu, u mnie została przeciągnięta granica niedorzeczności i naciągania widza.
Wiem, odpowiedź po latach :) Nie bierzesz pod uwagę znaczenia reputacji. Nawet jeśli konsekwencje prawne byłyby niewielkie, nawet gdyby ułożył sobie jakoś relacje z żoną to dla wielu osób i tak byłby "mordercą za kierownicą". Takie zdarzenie mogłoby (nie musiałoby, ale mogłoby) zakończyć jego karierę a film jasno pokazuje, że był to jego priorytet. Wolał nie ryzykować, zwłaszcza że był przekonany o swoim sprycie i błyskotliwości i myślał, że mu się upiecze.