Kontynuacja uroczego gniotu z epoki VHS, którą nie raz zajeżdżało się na zdezelowanych kasetach wideo. I przez taki pryzmat należy dziś spojrzeć na ten obrazek klasy B, który trzeba przyznać wciąż trzyma się całkiem nieźle, w dużym stopniu dzięki umiejętnemu wymieszaniu horroru, komedii i kina sci-fi.
Bzdurna i infantylna w gruncie rzeczy opowiastka nęci wisielczym humorem (zawsze krztusiłem się ze śmiechu ze sceny, w której szeryf ubrany w kostium króliczka wielkanocnego, na swoje nieszczęsne próbuje się odlewać w obecności żarłocznej „kulki”), co pozwala spojrzeć na wszystko z przymrużeniem oka, bez niepotrzebnej irytacji.
Jeżeli ktoś czuje sentyment do podobnych bzdurek z lat 80, nawet dziś będzie się znakomicie bawił. Reszta niech sobie daruje…
Moja ocena - 5/10
Pierwsze dwie części to kult. Do dziś je oglądam. To tak jakby jakieś stwory z uniwersum Gwiezdnych Wojen, które tam grały marginalną rolę ale się je pamiętało, tak były charakterystyczne i ktoś wpadł na pomysł żeby zrobić o nich spin off. Tylko żeby to lepiej zagrało rozrabiali na naszej planecie w 20 wieku.
Reżyser jedynki tłumaczył się, po tym jak mu mówiono, że jechał na sukcesie Gremlinów, że scenariusz był napisany przed filmem Dantego. Klimat przygody, charakterystyczne postacie, nawet dzieciak - główny bohater nim był, miodne opowiedziana historia. Ten film ma wszystkie te cechy filmów z tamtych lat za które się je kocha do dziś. Takie Goonies ze stworkami. Zawsze wolałem Critty niż Gremliny.