z cyklu shit just hit the fan - w wolnym tłomaczeniu z translatora google i z ukłonem w stronę zdechłego osy - sprzedalem dupe.
dobra, trochę sobie żartuję.. ale trochę nie. bo to przecież nie od dziś wiadomo, że coś co przez lata w miarę dobrze funkcjonowało w podglebiu (patrz: studnia, potem chatka, która niedaleko od tej studni pada) traci na znaczeniu / rozwadnia się / słabnie, kiedy przechodzi do mainstreamu (patrz: letnia rezydencja, która pada niedaleko od pałacu prezydenckiego).
pan królikiewicz nie ukrywa tu swojego negatywnego stosunku do tytułowego wałęsiaka, a przez niego może i nawet do narodu w ogóle, który najwyraźniej pomylił bucik z kapeluszem: zakłada pierwsze na głowę, zakłada drugie na nogę i twierdzi, że pasuje.
plus kilka zwanych cudów dokumentalisty jak się patrzy: wałęsiarz czekający aż się "hey now" z wieży mariackiej skończy, jakiś wojskowy pobity przez bojówkarzy wygrażający wałęsiarzowi, problemy wałęsiarza z prądem w mikrofonie - rzecz znamienna, on, elektryk wysokich napięć, i ma z prądem problem - ja odpowiem na pytanie którego nie było, i tak dalej, i tak dalej..
oraz smutna konstatacja na napisach końcowych: prezydentem państwa zostaje wioskowy głupek, elektryk, gołębiarz, ogrodnik z xiążki Wystarczy Być kosińskiego - tudzież peter sellers z filmu hala ashby'ego - który bardzo chętnie odpowiada na pytania, ale tylko na takie których nikt nie zadał..