Film nie jest zły, choć nie jest też wybitny. Czarnobyl to produkcja próbująca powielać amerykański schemat niezniszczalnego bohatera, który poświęca się, aby ratować ludzkość i rodzinę. Tutaj jest to jednak zrobione lepiej, bez zbędnego patosu.
Sam początek filmu, gdy poznajemy bohaterów, jest według mnie rewelacyjny. Znakomita jest scenografia, pięknie pokazano te już nieco prehistoryczne czasy. Potem fabuła się niestety trochę sypie i i choć motywacje bohaterów są niby jasne, to jest to wszystko tak oderwane od realiów tych czasów, że po prostu nie do uwierzenia.
Realizmu w tym filmie nie ma. Chociażby sposób pokazania choroby popromiennej, jest od czapy. Nasz bohater jest odporny na promieniowanie, a wszyscy wokół umierają. Chłopaczek zachorował tylko patrząc przez chwilę z daleka na elektrownie, a główny bohater chodził po dachu i nic. To wszystko oczywiście ma uzasadnienie fabularne, ale niestety razi w oczy każdego, kto kiedykolwiek interesował się katastrofą. Inne produkcje przyzwyczaiły nas do jakiegoś realizmu, tutaj tego nie ma. Podobnie nie do uwierzenia są reakcje oficjeli, kompletnie nie odzwierciedlają tych czasów.
Ponieważ temat katastrofy w Czarnobylu zawsze mnie interesował, więc obejrzałem film z zaciekawieniem. Nie rzuca na kolana, ale sama historia do pewnego stopnia jest ciekawa. Jeśli kogoś ta tematyka nie interesuje, to film go raczej znudzi, choć być może warto obejrzeć go dla znakomitych zdjęć i scenografii.