Ostatni film Aleksandra Dowżenki nakręcony został w 1948 roku, czyli wtedy gdy apogeum osiągał zarówno - znany osobom obytym z kulturą - socrealizm, jak i pseudonaukowy pogląd radzieckiej genetyki nachalnie lansowany przez Trofima Łysenkę, potocznie zwany "łysenkizmem". Nic dziwnego więc, że to właśnie wtedy powstaje mocno propagandowa biografia Iwana Miczurina, rosyjskiego sadownika i naukowca, wsławionego wprawdzie wyhodowaniem 300 odmian drzew owocowych, ale też błądzącego w swoich (quasi)naukowych rozważaniach. Badania Miczurina zostały wcielone w łysenkowski dyskurs udowadniania swoich racji i takiej możliwości sterowania nauką i biologią, żeby dało się ją swobodnie wykorzystywać do realizacji politycznych celów. Rzecz to oczywiście niemożliwa, ale niestety pseudonauka ta skutecznie zniszczyła radziecką genetykę i zdegenerowała naukę jako taką.
O co chodzi? Otóż właściwa teoria ewolucji zakłada m.in. przypadkowość mutacji, podczas gdy łysenkizm ową przypadkowość uznaje za niewłaściwą ideologicznie, której to ideologii nauka ma być podporządkowana. Argumentacja nie polega jednak na przedstawianiu dowodów naukowych, ale bezpardonowym ataku na naukowców twierdzących inaczej jako "przedstawicieli nauki burżuazyjnej". Krytykowanie mendlowskiej zmienności czy pseudoargumenty ideologiczne to rozpoznawczy znak łysenkizmu. Przekonanie o tym, że człowiek może dowolnie dostosowywać prawa przyrody do własnych celów obecne jest i w "Czarodzieju sadów" (wbrew pozorom tytuł adekwatny - czary mary są to bowiem, a nie nauka). Sam Miczurin tu mówi, że "nie możemy oczekiwać dobrodziejstw od natury - musimy je sami wziąć". A tam, gdzie nie nie mówi się o "nauce", pojawiają się propagandowe wstawki, o wielkiej Rewolucji, wspaniałym Leninie i równie wielkim Stalinie. Widać więc, że życiorys Iwana Władimirowicza nie był na tyle intrygujący, by dało się wysnuć ciekawą opowieść z samej biografii, trzeba było ją upiększyć słusznym z linią Partii wydźwiękiem.