Oryginalne „Dark Water” oglądałem 14 lat temu i już naprawdę niewiele z niego pamiętam. Za to przyznać muszę, że amerykański remake, ku mojemu zaskoczeniu, jest bardzo dobrym filmem.
Niemal od początku film „dusi” widza swoim ponurym, klaustrofobicznym klimatem i intryguje zagadką. I nawet jeśli dla niektórych ta zagadka w tle i jej rozwiązanie mogą być błahe i naiwne, to ja jednak kupuję tę historię i doceniam scenariusz, a to ze względu na to bardzo autentyczny charakter całości. Ktoś, kto obejrzał masę horrorów, jak ja, doskonale wie, co jest grane i w jakim kierunku to zmierza. Ale i tak oglądając „Dark Water” czułem… powiew świeżości. Bo jeśli jesteście przyzwyczajeni do tych nowoczesnych, hollywoodzkich ghost stories, tak jak niestety ja, to w tym nieco starszym filmie odnajdziecie coś całkiem innego. Film nastawiony jest na świetne, stopniowe kreowanie atmosfery grozy i bardzo umiejętne podkręcanie napięcia. I serwuje się to nam zamiast masy oklepanych jump scare’ów, tak „niezastąpionych” w dzisiejszych horrorach z duchami w tle.
Ale to co dla mnie jest największą zaletą filmu, to ten jego realizm. Oczywiście pomijając wszelkie sceny z tej sfery nadprzyrodzonej, każdą scenę można poczuć całym sobą. To jak pokazywane jest nam mieszkania, do którego wprowadza się matka z dzieckiem, to jak ukazywane są zmieniające się relacje między nimi, to jak rozwija się paranoja i „obłęd” głównej bohaterki wraz z upływem minut i wraz z upływem kolejnych wyniszczających jej psychikę zdarzeń… to wszystko jest bardzo przekonujące. I nawet gdyby pozbyć się ze scen tych nadprzyrodzonych zdarzeń, to dalej byłby to dobry film ukazujący stadium ludzkiej psychiki. Poza tym czuć non stop jakieś czające się niebezpieczeństwo i widz sam jest do tego stopnia wczuty, że przeżywa wszystko wraz z bohaterką, swoją drogą świetnie zagraną przez Jennifer Connelly. Czy to gdy rozgrywa „walkę” ze swym mężem o swoją córkę, czy to gdy szuka dla niej jak najlepszej szkoły, gdy walczy z wyciekiem z sufity swojego odrapanego mieszkania czy nawet gdy posępnymi korytarzami idzie samotnie do pralni. Nie w każdym filmie to wszystko aż tak odbija się na widzu, w tym owszem.
Dlatego uważam, że „Dark Water” z 2005 roku to bardzo dobry dramat, ale też i bardzo dobry horror – robi to, co należy w obu tych gatunkach i robi to zaskakująco sprawnie. Pewnie odświeżę sobie wersję azjatycką żeby przekonać się czy faktycznie słusznie oceniłem ją gorzej od tej amerykańskiej (tak, wciąż nie dowierzam…)