Długo omijałam ten film szerokim łukiem (tak samo książkę, którą dopiero co zaczynam czytać) bojąc
się, że to kolejny Zmierzch (który mimo, że mi się nawet podobał i tak nie jest czymś, przez co
chciałabym przechodzić po raz drugi). Bałam się bohaterki wciąż bezradnej i potrzebującej pomocy,
Marry-Sue którą wszyscy kochają i, która nieustannie będzie mnie denerwować swoją postawą czy
zachowaniem. I miło się zaskoczyłam! Dziewczyna była całkiem normalnie myślącą osobą, w miarę
samodzielną i zdecydowanie nie kochali jej wszyscy. Chciałam dać filmowi 7 punktów, ale uznałam,
że tak przyjemne zaskoczenie należy nagrodzić bonusem. Dodatkowo bardzo podobał mi się
soundtrack ;) Stąd również moja ósemeczka. Czekając na kolejną część, spokojnie poczytam sobie
książki z tej serii :)