Zdecydowanie film nie jest powalający, spodziewałam się czegoś... więcej. Cała produkcja nie ma takiego klimatu jaki można wyczuć w książce. Przed seansem, oglądając aktorów mających odtworzyć główne role byłam całkiem zadowolona (rzecz jasna w roli Jace bardziej widziałam Alexa Pettyfera), poza odtwórczynią roli Isabelle - zupełnie nijak miała się do książkowej seksownej Nocnej Łowczyni. Moim zdaniem powinni znaleźć kogoś zupełnie innego. Także po obejrzeniu filmu nie zmieniłam zdania - postać okazała się jeszcze gorsza. To jest właśnie przykład jak z jednej z lepszych bohaterek - charakternej, zabawnej, aroganckiej i bezczelnej, która swoją historią i zachowaniem dodawała dużo uroku książce zrobić kolejną nudziarę, która potrafi jedynie walczyć. Przynajmniej postać Clary dzięki Lily Collins zyskała charakteru - którego trochę jej brakowało i nie wydawała się taka bez wyrazu. Trudniej coś powiedzieć o Alecu, który po prostu jakoś nie rzucał się w oczy. Natomiast Jace był strasznie miły jak na cholernie przystojnego, aroganckiego dupka jakim miał być. W ogóle wszyscy byli cholernie mili i każdy każdemu pomagał co jest bzdurą, gdyś Podziemni nienawidzą Nocnych Łowców i trudno było w książce o jakąkolwiek współpracę z nimi. I te sceny! Pocałunek w deszczu, albo to pokazywanie że Jace'a od razu trafiło jak poznał Clary. Albo ten tekst o aniołach! W pewnych momentach seansu zastanawiałam się "Kto, do cholery, napisał ten scenariusz?". Irytujące były częste zbliżenia na twarz Clary. Owszem, super, jest naprawdę śliczna i w ogóle fajna klientka, ale jakoś ta częstotliwość mnie irytowała. Sceny walki były naprawdę świetne, demony zrobione mistrzowsko i akcja była szybka, nie nudziłam się. Niektóre momenty były naprawdę śmieszne, a najbardziej wiarygodne było kiedy Simon wyznawał Clary miłość. Aktor świetnie odegrał te scenę, brawa dla niego. Podsumowując filmowe postacie nijak mają się do książkowych, cała akcja też czasami nie trzyma się kupy. Zwłaszcza moment kiedy Jace nie poznaje Valentine'a - w książce od razu go rozpoznał jako swojego ojca, znaczy tego który go wychował, albo kiedy sam Valentine próbuje go nagle zabić. Nie wiem jak odegrają to w trzeciej części, ale właśnie tam kiedy Valentine ma zabić Jace to przy tym płacze - widać wtedy jak bardzo byli zżyci ze sobą. Momentami śmiałam się z niektórych tekstów, a czasem z zażenowania. Walka najbardziej mi się podobała - dokładnie tak ją sobie wyobrażałam, efekty świetne, gra aktorska całkiem spoczko, muzykę w pewnych momentach bym zmieniła (a propos to przesadzili o tym Bachu).
Z tym Bachem to rzeczwiście troche przesadzili, moim zdaniem wyszło to strasznie komicznie.
Jak Jace grał na pianinie? Czemu komicznie? Heh, wiedziałam, że Robbie się popisze. On jest świetny i od razu mi pasował na Simona.
Kiedy Jace tak patetycznie powiedział, że Bach był Nocnym Łowcą to wszyscy się śmiali. I jeszcze ta jego poważna mina jak mówił, po prostu nie dało się nie usmiechnąć ;)
Hehe widziałam gdzieś jakieś zdjęcie właśnie z Bachem i jego tatuażem nocnego łowcy na szyi. Ciekawe czy to miało być śmieszne czy tak samo wyszło. W jednym urywku jak Jace mówi, że po prostu ocalił zycie Clary to też się uśmiechnęłam bo tak to powiedział niby poważnie a nieporadnie haha
Gdybym nie czytała książki, to film bardzo by mi się podobał, a tak cóż... Czekałam na sceny w Renwick a tu przenieśli wszystko do Instytutu. I Jace patrzący na Clary swoimi wielkimi NIEBIESKIMI oczami... Poza tym nie było źle. Ale Bach nocnym łowcą, serio ?! Poza tym, mam pytanie, bo książki czytałam już jakiś czas temu, ale wydaje mi się, że Valentine w końcu zabrał Kielich anioła ten prawdziwy, a nie replikę? I nie mogłam liczyć na szok osób, które nie czytały książki dzięki przemówieniu Hodge'a : "Jeśli okłamiesz ich, że są rodzeństwem złamiesz im serca", czy jakoś tak.. Ale mimo wszystko nie było źle. Wiadomo, że ekranizacja nigdy nie jest wierną kopią książki. Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać na Miasto popiołów.
Właśnie, Valentine zabrał ze sobą w książce oryginalny kielich, a nie replikę. Jestem ciekawa jak z tego wybrną w kolejnej części.
Też jestem ciekawa jak z tego wybrną, bo to jest jeden z tych momentów, w którym zwyczajnie przegięli. W tym przypadku powinni się trzymać książki.
Też właśnie jestem tego ciekawa. Przecież praktycznie w Mieście Popiołów chodzi o to by odzyskac kielich. Podobało mi się to, że były w filmie cytaty z książki to znaczy różne wypowiedzi bohaterów. Może nie w tym czasie co powinny, ale były, to jest plus :) A scena w szklarni czy jak to nazwac, była świetna, najbardziej mi się podobała, dopracowana, tylko ten deszcz.. Ale jako tako film dobry, lecz spodziewałam sie czegoś lepszego
Tak samo przegięli w scenie, kiedy Valentine wchodzi do Instytutu i od razu wie, że Clary jest jego córką i ma swój dar tworzenia runów, kto by się przejmował, że o krwi anioła, którą ma w sobie Clary jest mowa dopiero w Mieście Szkła... Albo to, że Jace nie rozpoznał Valentine'a jako swojego ojca... Niektórych rzeczy po prostu nie powinno się zmieniać...
O tak, zgadzam się. Ogólnie akcja toczyła się strasznie szybko i nie wiem, czy ktoś kto nie czytał książki za nią nadążył.
Byłam w kinie z koleżanką, która nie czytała książki więc po seansie musiałam jej wyjaśniać kilka rzeczy... Powiedziała, że musiałaby obejrzeć go jeszcze raz, żeby wszystko ogarnąć.
Dokładnie. Aktorzy ratują ten film grą, gdyby scenariusz był lepszy, bardziej się trzymał książki, byłoby rewelacyjnie. Ale niestety nie jest.
Serio? Ujawnili, że są rodzeństwem? No super. W tym cały pic polegał, że się dowiadujemy dopiero w trzeciej części o tym. No ale jak to amerykańska produkcja to się nie dziwię bo widzom zawsze wtedy dają wszystko na tacy. Ta scenarzystka jest jakas powalona, że zmienia po swojemu fabuła. Wystarczy jedna, mała zmiana i fabuła może iść się je...ć w d... krótko mówiąc.
Mój boże, chyba nie mogłabyś bardziej czytać mi w myślach. Mam dokładnie takie same odczucia względem... wszystkiego. Isabelle - po prostu żal, żal i żal. Zbliżenia na twarz Clary non stop i spowolnienia jak w ckliwym filmidle. Do tego ta muzyka! Chryste - momentami miałam ochotę niekontrolowanie się śmiać albo pytać o co w ogóle chodzi (wesoła muzyczka w scenie w hotelu dumort??! wtf?). Scena wyznania miłości przez Simona - genialna, ale nie poprawiła jakości filmu. Wystarczająco zepsuło to to, że wszyscy są milusińscy jak misie tulisie, a kwestie Jace'a są jakby wepchnięte w usta kogoś zupełnie innego; słodkiego, zakochanego chłopca z filmu disneya, który może i umie się bić, ale jest lekko pipką (ten tekst do Clary: "mówiłem, że nie widziałem aniołów. Skłamałem". - mało się nie porzygałam). Jednak najbardziej zabolał mnie motyw Jace i Valentine, to jakiś żart i koszmar w jednym, bo to moim zdaniem jeden z najlepszych wątków książki! To samo miłość Jace'a i Clary - nie mieliśmy wiedzieć od początku, że oni nie są rodzeństwem, a Hodge nagle przestrzega Valentine, żeby im nie robił wody z mózgu, ple, ple, ple. Zawiodło mnie to strasznie. Mogłabym tak się nad tym rozwodzić bez końca, ale kwintesencją jest to, że scenarzystce ktoś chyba streścił książkę, bo wygląda na to, że jej nie czytała.
P.S.
Jamie ratował sytuację swoim seksi ciałkiem, ale też wolałabym w jego roli Pettyfera:(
Kurde to faktycznie maskara. Pójdę jutro do kina z marsową miną. Szkoda bo miałam nadzieję, że Jace będzie naprawdę dupkiem. Ten tekst o aniołach faktycznie durny jak z jakiegoś podręcznika podrywania. Scenarzystka to debilka w takim razie albo emocjonalnie niedorozwinięta i się jara rzeczami dla nastolatek.
Oh, no! Nie nastawiaj się źle. Może odnajdziesz tam coś, czego ja nie znalazłam...
Największym błędem jest to ,że cała historia całkowicie straciła swoją tajemniczość...sprawa z pokrewieństwem Clary i Jace'a, charakterna Clary,która od razu wie co robić z runami, bronią i tak dalej, Hodge, który okazuje się być jednak dobry i jeszcze ten moment u Magnusa ,który prosto z mostu mówi jej o matce,ojcu i całej jej przeszłości!!! Nie wspominając o całej tajemnicy z krwią ,którą wygłasza Valentine już w pierwszej części. Film mi się podobał...Ale to nie tak! Po prostu wzięli wszystko do kupy i wymieszali, trochę dodali, odrobinę zostawili.