Po kiepskim "Gorylu z Soho" obawiałem się, że ostatnie krimi Vohrera będzie kolejną
wpadką, ale na szczęście nie jest z nim tak źle. Typowo dla tego podgatunku, w filmie działa
większa szajka przestępcza, lecz tym razem tajemniczy zabójca nie tylko nie jest jej
członkiem, a wręcz eliminuje po kolei osoby z nią związane, oszczędzając jednocześnie
osoby postronne. Niemal od początku widać, że mamy tu typowego mściciela. Dalej
oczywiście fabuła się przyjemnie gmatwa, jest wystarczajaca ilość fałszywych tropów, są
piękne kobiety w opresji, są narkotyki i kolejne zabójstwa. Humoru dostarcza sierżant
Pepper i bezbłędny Sir Arthur. Może nie jest to najlepszy film z serii, ale to całkiem przyjemne
i niezobowiązujące kino. W scenariuszu jest tylko jedna rzecz, której nie rozumiem. Dlaczego
zginęła pierwsza kobieta? Może coś mi umknęło, ale dlaczego nie porwano jej razem z
pozostałymi? Ta dziura w scenariuszu nie daje mi spokoju.