A nawet bardzo kiepsko, bowiem ciężko znaleźć w obecnych czasach taki film w gatunku, który:
a. straszy
b. robi to dobrze.
„The Possession of Hannah Grace” (brzmiące dosłownie jako Opętanie Hanny Grace, ale polscy tłumacze musieli się wysilić na chwytliwy tytuł) nie spełnia pierwszego z tych kryteriów, a nie spełniając pierwszego, z automatu nie spełnia też drugiego.
Nie krytykuję tutaj korzystania z gatunkowych klisz, bo tego zwyczajnie się nie uniknie. Nie krytykuję oklepanej fabuły (to co widzimy na ekranie, to zwykłe skrzyżowanie „Autopsji Jane Doe”, „Last Shift” i dowolnego filmu o egzorcyzmach, ale czasem stosując nawet tak wyświechtane założenia historii i zabawę schematami można stworzyć naprawdę dobre kino, np. „Dom w głębi lasu”). To, co najbardziej mnie irytuje w tym czymś, to zupełny brak umiejętności korzystania z tego wszystkiego, co oferuje nam gatunek horroru. Naprawdę…
Dawno nie widziałem filmu grozy, gdzie tak bardzo brakowałoby budowania napięcia, jak tutaj. Film leci od jumpscare’a do jumpscare’a niczym Bolt na 100m olewając bohaterkę, która jest jedynie pionkiem i spoiwem, bo przecież musi być ktoś, kto gdzieś musi przejść, żeby coś mogło się zadziać.
Triki montażowe, czy też wspomniane jumpscare’y są całkowicie niewyważone (za dużo ich) ale co gorsza – są przewidywalne i najzwyczajniej w świecie – tanie. Jak można zatem bać się horroru, który nie straszy, bo wiemy co się wydarzy? Spodziewasz się, że trup mrugnie okiem? Spoko, mrugnie. Cieć, który został sam w kostnicy został już spisany na straty? Tak, jak najbardziej. Pielęgniarka niezbyt wierząca w opowieści Megan nadzbyt szybko trafia do piachu po spotkaniu z nie do końca martwym trupkiem? Też…
Potencjał na chociażby lepszego średniaka był, nie powiem, ale jako całość zostało to spartolone niemal do ostatka.
Summa summarum „Diabeł: Inkarnacja” to cienki horror, który pomimo starań nie ma szans wystraszyć kogokolwiek nawet nieco bardziej zaawansowanego w obyciu z gatunkiem. Za dużo tu przewidywalności, za mało inwencji własnej, zupełny brak klimatu i suspensu plus przewidywalne jumpscenki. Aktorstwo + Shay Mitchell daje radę, i to podbija moją ocenę tego gniota, ale więcej jak 2/10 się nie da postawić.
Echh... byle do wiosny. "Smętarz" nadciąga...