Pierwsza połowa spoko, był klimat, ładnie poprowadzona kamera i super scenograficznie. Potem, niestety, wszystko „się rypło”, czyli sztampowe podejście do tematu. Wszystko to było już grane. Chociaż nie. Rzadko zdarza się, by ktoś, kogo dzielą dosłownie 2 centymetry od żywego ognia, a nawet otaczają go gdzieniegdzie jego języki, nie miał oparzonej twarzy, albo po prostu się nie podhajcował. A Megan to mogła. Brawa.