Etiopski dramat oparty na prawdziwych wydarzeniach, który porusza niezwykle ważny temat , walkę o prawa kobiet i okrutną tradycję „małżeństw przez porwanie”. Historia młodej Hirut, która w akcie samoobrony zabija porywacza, a następnie staje przed sądem, ma w sobie siłę, by wstrząsnąć widzem. Niestety, film nie do końca spełnia oczekiwania, jakie budzi tak mocny temat.
Choć opowieść jest ważna i oparta na realiach społecznych, realizacja wypada dość płasko. Reżyser Zeresenay Mehari prowadzi narrację w sposób poprawny, ale przewidywalny. Brakuje tu wyraźnego napięcia, które powinno wynikać z dramatyzmu sytuacji. Aktorstwo jest nierówne, młoda odtwórczyni roli Hirut wypada naturalnie, ale część obsady prezentuje się jak w teatrze amatorskim, co odbiera historii autentyczność.
Film próbuje pełnić rolę edukacyjną i społecznie zaangażowaną, ale za bardzo przypomina ilustrowany raport o problemie niż poruszający dramat. Zdjęcia są poprawne, lecz konwencjonalne, a montaż i rytm narracji momentami nużą. Nawet finał, choć teoretycznie powinien przynieść katharsis, pozostawia raczej obojętność niż emocjonalne wstrząsy.
„Difret” to ważny temat w średnim wykonaniu. Film spełnia rolę informacyjną, ale jako artystyczne dzieło pozostaje przeciętny, zbyt zachowawczy, by naprawdę poruszyć.