Choćby dla tej piosenki warto było obejrzeć film :-)
Plusów jest jeszcze kilka - przede wszystkim rodzina Baby i ich wzajemne relacje. Dodane piosenki i musicalowy styl całości - czemu nie. "Fever" - znakomite, chociaż rzeczywiście dość wulgarne i w świecie oryginalnego "Dirty Dancing" niemożliwe.
Minusy są też. Baby jest całkowicie pozbawiona wdzięku, kiedy tylko się porusza, więc niestety w tańcu też. Johnny... byłby OK, gdyby potrafił tańczyć taniec towarzyski. Pierwszy występ (z Penny) był tak zły, że mało brakowało, a zrezygnowałabym z oglądania. Niektórzy mężczyźni tak mają, że kiedy tańczą, ma się wrażenie, że robią to dla kobiety, z którą tańczą. Chodzi o sposób poruszania się w stosunku do niej, spojrzenia, dotyku. Tak tańczył Patrick Swayze (tak na lodzie tańczy Cong Han), ale Colt Prattes tego nie potrafi.
No i niestety, wszystkie pary mają tu większą chemię niż główni bohaterowie. A największą: siostra i czarnoskóry muzyk. I dlatego tak podoba mi się ich piosenka :-)
Fakt, ten występ kaleczył trochę oczy, ale winiłabym na równi oboje tancerzy. Oryginałowi trzeba oddać to, że Swayze i Rhodes genialnie prezentowali się razem ;)