To, że różne wątki obecne w książce zostały pominięte jest zrozumiałe, jednak cały Tom 1 Diuny trzeba było upchnąć w tych paru godzinach, a jak wiemy powieść Franka Herberta jest dosyć złożona. Jednak bardzo zabolał wątek Chani w tej odsłonie, który został tak zmieniony w stosunku do pierwowzoru, że końcówka filmu wręcz kłóci się z historią książki. Chani była uległą dziewczyną, była zapatrzona w Paula i cały czas była u jego boku. Ich wątek w książce był ciepły i jasny z zrozumieniu jako czysto romantyczny (sam fakt, co w książce na końcu mówi o Chani Paul). W filmie Chani ukazana jest jako buntownicza dziewczyna, która kompletnie nie zgadza się z kierunkiem jaki obrał Paul, czyli jak my to dzisiaj nazywamy mamy tu przykład "silnej, niezależnej kobiety". Nawet fakt, że tyle jest jej w scenach walki, jeżdżenia na czerwiach itp. W książce była mamą, która skrywała się w południowej części Arrakis i zdecydowanie przedstawiona była jako kobieta uległa, choć silna i dająca siłę i wsparcie Paulowi. W filmie jest zgoła odwrotnie. Wisienką na torcie było zakończenie, które sugeruje, że Chani będzie odgrywać ważną rolę w kolejnych filmowych odsłonach. W ogóle zakończenie filmu kadrem z Chani to jakaś pomyłka moim zdaniem. No, ale co tu się dziwić na taki obrót sprawy, takie czasy. Kobiety są uciskane, czarnoskórzy prześladowani, a mniejszości muszą być wyeksponowane. I tak oto wspaniałe uniwersum Diuny w wersji filmowej będzie płacić tego cenę. Całe szczęście mamy książki.