Taka myśl chyba nawiedziła panów Tarantino, Burtona i Nolana, jeśli spojrzeć na ich ostatnie
produkcje. W "Django" jest mnóstwo fajnych szczegółów (synchronizacja z muzyką, ząb, murzyński
akcent itd.), W "TDKR" jest fajny czarny charakter(dopóki scenariusz nie odbierze mu całego
znaczenia), a na obronę "Mrocznych cieni" nie znajduję nic. W każdym z tej trójki fabuła nie trzyma
się kupy, choć zazwyczaj można było na to liczyć.