Wszystkie filmy Tarantino mogły się pochwalić wspaniałą oprawą muzyczną. I tak: w tym
przypadku to porażka. O ile soundtrack jest dobry o tyle czas utworów jaki jest wykorzystany w
filmie jest znikomy. Nawet "jatki" w większości są "nieme". Odnosząc się do samego filmu -
najgorszy film Tarantino. Oceniłam na 6 - z szacunku dla reżysera i aktora ratującego film
(Christoph Waltz). No i zadry: po wyjściu z kina nie zapamiętałam żadnych tekstów "kultowych".
Przegadany i to w mało śmiesznym klimacie Tarantino. Sceny kiczowate, które powinny śmieszyć
- marne i mało zabawne. Poprawny, ale jak na dorobek reżysera - marny.
Według mnie z muzyką nic się nic stało. Jest świetna i idealnie dopasowana, no i film też jest rewelacyjny. Jeden z "kultowych" tekstów który na pewno kojarzysz: "I like the way you die boy". No ale nie ma filmu który by się podobał wszystkim, ten jednak ma sporą rzeszę fanów. #16. Pozdr.
A tekst "och ty złotousty uwodzicielu"?
Ta kwestia Waltza spowodowała pojawienie się bardzo szerokiego uśmiechu na mojej twarzy ;)
Jak dla mnie zdecydowanie najlepszym tekstem jest dialog pomiędzy Stevenem i Django w jednej z ostatnich scen filmu,
- I count 6 shots nigga
- I count 2 guns motherf*cker.
Jak dla mnie film świetny , muzyka JAK ZWYKLE Rewelacyjna , a teksty- jak widać powyżej sa i to dobre;P
Tyle, że temat jest na o muzyce wykorzystanej w filmie, więc chciałabym usłyszeć opinie na ten temat:P
muzyka byla dobra. ladnie sie komponowala z filmem lecz pojawia sie tu pewne "ale". jak na Tarantino tez uwazam, ze moglo by byc lepiej. we wczesniejszych filmach muzyka dodawala to cos do akcji i byla genialna. tu sie cos zmienilo, czegos tu brakuje.
Wszystkie kawałki wykorzystano idealnie (z wyjątkiem There ain't no grave). Sama scena otwierająca to audiowizualne arcydzieło.
Freedom, His name is king, Trinity, I got a name . Jeszcze ten raperski motyw z masakry w białym domu.
Teksty piosenek jak to zwykle u Tarantino bywa świetnie komentowały to co działo się w danej chwili na ekranie. Nie wiem co mogło Ci się nie podobać...
Wydaje mi się, że muzyka była dobra odpowiednio. Nie było jej w nadmiarze(w końcu Tarantino to nie Scorsese, który w dopieszczaniu obrazu muzyką jest wspaniały), występowała podobnie jak choćby w Bękartach Wojny. Do tego parę wariacji, jak wspomniane wcześniej kawałki rapowe; raczej smakowicie. Co do tekstów, to parę by się znalazło. Ale, oczywiście z całym szacunkiem, myślę, że nie do końca ten film złapałaś. Jak dla mnie, poza oczywiście paroma scenami, on w ogóle nie miał na celu być śmiesznym. Co dziwne jeśli chodzi o twórczość Tarantino, Django jest dosyć poważnym obrazem, który do tematyki niewolnictwa tylko powierzchownie podchodzi z lekkością i delikatnym pastiszem. Wszak ironiczna była scena w skalpowania nazistów w Bękartach. Nic ironicznego, a tym bardziej zabawnego, nie widziałem w scenie rozszarpywania niewolnika przez psy. I wydaje mi się, że to rzeczywiście zabawne nie miało być.
Jako fanka Tarantino mam swoją opinię:) W kwestii śmieszności zdawałam sobie sprawę co ma śmieszyć a co nie. Szkoda, że film zagłuszył mi koleś siedzący obok mnie (w kinie) który śmiał się nawet w chwilach,q których sam Tarantino pewnie nie przewidział śmiechu. Poczekamy jak opadną emocje... na ile ranking spadanie. Dziękuję za negację mojego zdania, konstruktywna dyskusja jest zawsze wskazana.