PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=620541}

Django

Django Unchained
2012
8,3 520 tys. ocen
8,3 10 1 520199
8,4 96 krytyków
Django
powrót do forum filmu Django

Się ucieszyłem kiedy po raz kolejny zobaczyłem na ekranie napis „film by Quentin Tarantino". Dalej też było mi wesoło, bo Django to przesiąknięty humorem, stylem, klimatyczną muzyką, teatralną pracą kamery, groteską Ala'Western w którym biali rozliczeni zostają ze swych grzeszków wyrządzonych czarnym braciom z Afryki. Quentin nie pozostawił na nich(nas) suchej nitki - krew leje się hektolitrami, a jak stwierdza doktor Shultz - na tym świecie nie da się nie ubrudzić sobie rąk (juchą oczywiście). Film jest krwawy i brutalny – takie są realia dzikiego zachodu - widać że Tarantino czuje się w nich jak w reżyserskim niebie. W końcu to w konwencji westernu wpisane są masowe zgony rewolwerowców, których w Django nie brakuje (brakuje prawdziwego pojedynku „w samo południe”). Strzelaniny, jucha, pluszczące odgłosy, niewolnik targany przez wściekłe psy (na szczęście okrucieństwo jak to u Tarantino wyolbrzymione, więc nie aż tak rażące - choć miejscami - walka murzynów w domu Calvina). Z początku film (szczególnie po scenie otwierającej) sprawia wrażenie dość klasycznego Westernu, dalej średnio sprawdza się w tej kategorii. Zyskuje za to jako film Tarantino - dobrymi dialogami, sucharami i przerysowanymi postaciami doktora, Calvina (rola dla Dicaprio stworzona) czy Stephena - L. Jacksona. Po wspomnianej sekwencji "prawieżewesternzapowiadającej" Django daje się poznać właśnie od swojej lepszej strony - tarantinowskiej groteski. Mi wydawało mi się, że część scen jest wręcz przeniesiona z poprzednich filmów (pulp fiction - pogadanka w barze L.Jacksona z Rothem), a bohater Christophera Waltza przypominał łowcę żydów z Bękartów (co nie przeszkadza - obie postacie są znakomite - Tarantino rehabilituje Niemca nadając mu w Django nieco bardziej litościwy charakter)...
Są też te charakterystyczne zwroty akcji, których spodziewamy się na chwilę przed tym kiedy nastąpią (pomimo tego zawsze trzymają w napięciu - Django z dłonią na rewolwerze).
Dawno też nie widziałem tak pięknie zmontowanego filmu, muzyka doskonale zgrana z obrazem - moment tryumfu Django nad białymi podkreślony rapem (gatunku należącym do czarnych i Eminema) w scenie strzelaniny w wielkim domu . Technicznie Tarantino bawi się też w takie śmieszne, dynamiczne najazdy kamerą, zwolnienia czasu - groteska i teatr (nie aktorsko, operatorsko - brzmi dziwnie, ale jest jak jest) – bardzo ładne to to. Humor też jak zawsze wszechobecny , beka z początków Ku-Klux-Klanu i powstania słynnych nakryć-prześcieradeł, pertraktacje Shulza z szeryfem. Django ubrany w fikuśny, niebieski frak, w końcu samo zachowanie ludzi widzących czarnego na koniu i ich docinki (jestem ciekaw, czemu jesteś ciekaw) :). Zadowolony jestem ze smaczków i dopieszczonych detali - rozmowa Django z białym "imiennikiem" przy barze, przejazd obok szubienicy("głowa Django w pętli"), tajemnicza postać kobiety w bandamie. Nawet Tarantino pojawia się w swej roli by za chwilę zniknąć w chmurze pyłu... Trwało to wszystko baardzo długo, mogło się skończyć w tylu różnych miejscach, ale dzięki temu mamy zamkniętą kompozycję, każdy bohater dostaje to na co zasłużył i nie czuje się (złego) niedosytu... Jakbym miał gdzieś Django wrzucić w rankingu filmów Tarantino to pomiędzy bękartami (jednak przyjemniej się Django oglądało, słuchało), a pulp fiction (którego oryginalności jeszcze nie udało się Django przebić).