Film zapowiada się nieźle. Jednak po jakimś czasie zaczyna strasznie przynudzać, a pod koniec robi się kiczowaty i absurdalny i niestety takie właśnie zakończenie go wieńczy.
Dodajmy jeszcze tutaj tragicznie dobraną muzykę. Może w dwóch momentach tytuł wpasowywał się w konwencję, a reszta to jakieś kretyńskie przygrywki, które włączają się na kilka sekund, nie wiadomo po co. Pod koniec nawet jakiś idiota postanowił uraczyć widzów czarnym rapem. No coś wspaniałego!
Poza tym w Django dowiadujemy się, że kule rewolwerowe mają magiczną moc i potrafią przestrzelić na wylot kilku mężczyzn, żeby główny bohater mógł ich zabić. Natomiast kiedy ci sami mężczyźni strzelają do głównego bohatera i trafiają w ciało swojego kolegi, kule już przez nie na wylot nie przelatują. Magia!
Jedna z końcowych scen, kiedy Django strzela z rewolweru do kobiety, a ta odlatuje (dosłownie!) w tył, żywcem pociągnięta na żyłkach powinna być memowana ile wlezie.
Szkoda oczu.