po genialnych, inteligentnych Bękartach Wojny otrzymujemy infantylny, przewidywalny i wtórny
filmik. Gra aktorska średnia, klimat filmu eklektyczny do bólu (muzyka rap w XIX wieku?)- mógłby
być atutem ale męczy i dekoncentruje. O fabule nawet nie wspomnę- tragedia.
Zgadzam się. Daję te 6/10 za to, że film mimo wszystko jest zrobiony sprawnie, z humorem charakterystycznym dla Tarantino, za rolę Waltz'a i kilka niezłych klimatycznie ujęć. Tarantino zaczyna być wtórny i nadużywać formy 'teledyskowej'.
Bez przesady, Bękarty były genialne, ten film jest słabszy, to prawda, ale wciąż jest rewelacyjny.
Muzyka rap też mi się bardzo nie pasowała, ale DiCaprio i Waltz świetni.
Rola DiCaprio to najlepsze co wydarzyło się w tym filmie. Waltz jest przeeksploatowany w tym filmie więc może dlatego męczyła mnie jego gra. Kolega wyżej dobrze ujął problem tego dzieła- jest zbyt teledyskowe- zwłaszcza jak na akcję rozgrywającą się w XIX w.
Łączenie elementów pozornie nie pasujących do siebie to właśnie jedna z cech Tarantino, mi tam żadna teledyskowość (cokolwiek ma to oznaczać) nie przeszkadzała. Łamanie konwencji, to jest za co się ceni Quentina.
Jakoś w innych filmach Tarantino wszystko zgrywało mi się idealnie, ale tutaj ten rap po prostu nie pasuje i psuje film.
Jak dla mnie + tego filmu to:
poczucie humoru zresztą charakterystyczne dla Tarantino
gra Waltza i cała postać Schultza
gra Di Caprio
pokazanie demoralizującego charakteru władzy (postać grana przez Jacksona)
piękna Broomhilda
ogólnie całe wykonanie
- jak dla mnie to:
muzyka niepasująca do filmu
przewidywalność
brak odpowiedniego klimatu