Powiem tak: jeśli ktoś krytykuje "Surveillance" to wyłącznie dlatego, że ten film go przerósł. Przeciętny widz chce oglądać filmy z logiczną fabułą, zakończeniem, morałem, puentą. Widz doświadczony ogląda je dla samej przyjemności oglądania, obcowania ze sztuką. Widz chce, aby w filmie znaleźli się dobrzy i źli bohaterowie, a ci ostatni powinni być w jego mniemaniu zawsze ukarani. Nie znajdziecie nic podobnego w "Surveillance", w którym Jeniffer Lynch zgodnie z rodzinną tradycją burzy wszelkie klisze i wyobrażenia przeciętnego zjadacza popcornu.
Film Jennifer Lynch wzniósł suspens na wyżyny, które śniły się jedynie Hitchcockowi - to jeden z najbardziej intensywnych, trzymających w napięciu obrazów ostatniej dekady. Przeplata makabrę z autentycznie zabawnym, niewymuszonym humorem, surrealizm z naturalizmem. Zapomnieni już dzisiaj Bill Pullman i Julia Ormond obsadzeni zostali wbrew swojemu aktorskiemu emploi, co przyniosło świeże i zaskakujące rezultaty.
Cudowne zdjęcia, wspaniałe klimaty amerykańskiej prowincji i doskonale opowiedziana z trzech punktów widzenia kryminalna historia dopełniają całości. "Surveillance" to "must see" dla każdego fana dobrego kina.
Nie wiem, może agenci FBI zginęli na krótko przed zabawa na komisariacie. Albo jeszcze wcześniej, a dalsze wydarzenia to cześć planu. Mocno to naciągane, ale cały film jest taki.
Nadal jednak nikt mi nie powiedział co jest w tej 130s filmu.
moim zdaniem osobie, ktora wspomniala o 130 sekundzie filmu chodzilo o to, ze mniej wiecej w tym momencie widzimy pare prawdziwych agentow FBI mordowanych w hotelu i probujaca uciekac zakladniczke. wszystko sie zgadza, ale jesli ktos tak jak ja nie spodziewal sie tego typu twistow to z tych scen wcale nie mogl wywnioskowac, ze to agenci zostali zarznieci w swoim pokoju hotelowym. tak naprawde dopiero ostatnie minuty filmu rozwiewaja co do tego watpliwosci. a wiadomo: po seansie kazdy madry i wszystko przewidzial na samym poczatku ;) pozdrawiam.
No tak ale jak na to wpaść, że w 130 sekundzie filmu Pullman i Ormond to para morderców, którzy mordują prawdziwych agentów. To niedorzeczne. Obejrzałem pierwszych 6 minut z 20 razy i nie wpadłem na to. Film jest świetny.
No niedorzeczne. W 130 sekundzie nie znamy jeszcze nawet bohaterów filmu, więc nie ma mowy żeby jakimś cudem już wtedy odgadnąć zakończenie filmu. Trzeba być chyba mądrym inaczej, by stwierdzić - "Wiedziałe(a)m jak to się skończy w 130 sekundzie filmu". Rozumiem jeszcze, że po obejrzeniu filmu i powrotu do tej sceny wszystko wydaje się jasne, ale z tą poprawką, że wtedy już znamy finał :D Tak że smieszą mnie Ci mądralińscy, którzy próbują zaszpanować jacy to oni bystrzy, a tak naprawdę to guzik prawda. Pozdrawiam :)
Nie rozumiem tej kwestii z 130 sekundami filmu. Nie jest pokazane jak mordują prawdziwą parę agentów, tylko jest pokazana scena zapewne w domu tej kobiety, jak mordują jej męża i ?próbują zabić ją?. Przedstawione jest to o czym później mówi w telewizji dziennikarka(w telewizorku tej małej)
Przyjrzyjcie się pokojowi, a poza tym jak mogła być już wtedy zakładniczką, jak wyraźnie widać jak morderca ją budzi chwytając za szyję.
potwierdzam. w końcowych scenach filmu widać wyraźnie, że na łóżku w pokoju hotelowym leżą ciała dwóch
facetow (agentów FBI) oraz zwłoki kobiety obok łóżka. Na początku filmu mamy atak na małżeństo w jakimś
domu.
Bez przesady!! Film jest dobry, ale arcydziełem bym go nie nazwał. Przede wszystkim dlatego, że to co miało mnie zaskoczyć przewidziałem w połowie filmu. Gdyby nie to, film byłby naprawdę rewelacyjny, jednak kilka drobnych błędów sprawiło, że stał się on zbyt czytelny i przewidywalny.
tak moi drodzy ! film bylby rewelacyjny gdybym rowniez jak niektorzy z
tu obecnych nie przewidzial w polowie zakonczenia ! tyle daje 6
Nie nie, nie pisz że jest przewidywalny, bo NIE jest.To że Tobie się udało tego nie zmienia. A przewidziałeś że wymordują wszystkich co do jednego, a dziecko z uśmiechem puszczą wolno?
Zgadzam się. Już w wcześniej niż w połowie filmu można było się domyślić, że agenci FBI to mordercy. Zachowania Pullmana o tym świadczyły. Nie mniej jednak ten film spodobał mi się bardziej niż "Urodzeni Mordercy".
dobrze napisane. wlasnie widzialem ten film i mnie rozbil. tak, jest przewidywalny (jak pisza tu ludzie) ale w tym przypadku nie bylo to jego wada. liczy sie niesamowity klimat filmu! i gra Pullmana jak i Ormond. cudo! czekam na wydanie DVD
10/10
Dla mnie film Dobry czyli 7/10. Przewidywalny to fakt, ale miło się na niego patrzyło i czas przyjemnie zleciał :)
Yyyyy, no troche przesadziłes z tym arcydzielem, co najwyzej daje mu 5/10. Ten film nie wnosi nic nowego, a dodatku jest przewidywalny. Ogolnie słabiutko. Czy go polece? Jak nie masz co robic, jestes chory itp. to tak, mozesz do obejrzec.
no z arcydziełem to przesada, historia dosyć standardowa, dzięki bogu nie kończąca się jak większość tego typu filmów, bo wtedy trzebaby ten film spuścić do klopa chyba ;)
ogólnie klimat bardzo fajny, oglądałem z przyjemnością ale ostatecznie film nie pozostawił po sobie nic ciekawego we mnie - nie dał do myślenia, nie zachwycił niczym szczególnym - lubię takie klimaty ale tutaj jakoś nic nie zapadło w pamięci, ani jedna scena...
wad nie będę wymieniał, pisałem w innym wątku - ogólnie historia nie trzyma się za bardzo kupy no a fakt, że wszystko wyjaśniło się w 130s filmu dosyć ostro mnei rozczarował...
opinie innych szanuję, więc nie będę się z kogoś śmiał, ze ów film go zaskoczył czy sprokurował do wysiłku intelektualnego - ale z arcydziełem się nie zgodzę... kawał dobrego kina - OK, ale ten film był zbyt banalny żeby zasłużył na coś więcej... przy takim Memento niestety pani Lynch wypada blado ze swoim scenariuszem...
Definitywnie nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że jest to arcydzieło.
Film dobry ale nie powala na ziemię... głównie jeżeli jest się fanem
Lyncha, bo porównując "Surveillance" do jakiego kolwiek jego filmu to
pod względem klimatu i historii to wypada naprawdę blado. Nie mniej
jednak należą się słowa uznania. Mnie np. szczególnie powaliły postacie
policjantów... po prostu padałem ze śmiechu. Jednak końcówkę uznaję za
wadę. Film już trochę mi się dłużył jak się już wszystko w 100%
wyjaśniło.
No ale tragedii niema daje 7! i życzę córce Lyncha powodzenia w dalszym
reżyserowniu. Miejmy nadzieję, że będzie tylko lepiej!
Film jest dobry i to jest fakt, ale nie nazwałbym go arcydziełem.
Muszę przyznać, że pani Lynch zgrabnie zabawiła się z widzami wplatając mnóstwo drobnych podpowiedzi, które przy drugim seansie tego filmu powodują na twarzy wyraz zaskoczenia i myśli typu "osz kurcze, że ja już w tym momencie się nie zorientowałem o co chodzi".
Pierwsza poważna podpowiedź pojawia się już w jednej pierwszych scen filmu (130 sekunda to chyba jakiś żart), kolejne niedługo po niej, niektóre są aż tak oczywiste, że po prostu logiczne myślenie je odrzuca.
Pewność stuprocentową co do mojego toku rozumowania miałem gdzieś w połowie filmu, ale nie zmienia to faktu, że całą resztę obejrzałem z zapartym tchem, bo nawet jeśli ktoś po 130 sekundach wiedział co i jak (sic!) to nie może powiedzieć, że film nie trzyma w napięciu chociażby ze względu na powoli budujący się obraz wydarzeń.
Niewątpliwie jednym z największych plusów tego filmu jest powrót w wielkim stylu Billa Pullmana, świetna kreacja.
Z pewnością będe ten film polecał (taka praca), starając się nakierować ludzi na błędny tor żeby zbić ich z tropu i wzmóc zaskoczenie.
PS: Napisałem tego posta, przeczytałem jeszcze raz i muszę przyznać, że sam siebie przekonałem, żeby podwyższyć wystawioną wcześniej ocenę.
A czy możecie mi wyjaśnić, w jaki sposób trójka świadków wydostała się z tej całej jatki i dostała się na komisariat? Dziwnie ta sprawa mi umknęła
Nie przypominam sobie żeby było to w filmie, zwróce na to uwagę przy kolejnym seansie.
Mimo to mam teorię: jeśli oni byli pogięci na tyle, żeby przesłuchiwać swoje niedoszłe ofiary udając agentów FBI, to mogli również uznać za bardziej bolesne zostawić ich przy życiu zabijając przedtem bliskie im osoby. Co prawda potem i tak ich wykończyli (prawie) ale pomysł z agentami mógł pojawić się później.
Chyba, że taki był plan od początku i była to ich taka swoista zabawa.
Przecież ta sprawa ma w filmie kluczowe znaczenie. Agenci nie idą na komisariat dla swawoli, tylko po to, by zlikwidować świadków. Wyraźnie mówią o tym przed wejściem na komisariat. Przed komisariatem stoi auto z rozbitą szybą, co oznacza, że świadkowie tym samochodem uciekli. Tylko jak im sie to udało? Bez wyjaśnienia tej kwestii cały scenariusz wali się z braku logiki
Niech mi ktoś powie co jest w tej 130s, bo niczego nie widzę. Na samym poczatku jest scena masakry agentów FBI.
Ja też widziałem tam tylko masakrę agentów, pod koniec filmu były tam 3 ciała (agent, agenta i jakiś mężczyzna), pokojówka je zauważyła i zadzwoniła na policje.
slawek_omar napisał:
"Przed komisariatem stoi auto z rozbitą szybą, co oznacza, że świadkowie tym samochodem uciekli. Tylko jak im sie to udało? Bez wyjaśnienia tej kwestii cały scenariusz wali się z braku logiki"
Nic się nie wali, czasem fajnie jak nie wszystko jest podane na tacy, można wtedy coś samemu wymyślić.
Jak dla mnie mordercy specjalnie ich zostawili przy życiu, aby mogli dalej się bawić w zabijanie.
Dawno nie widziałem tak dobrego filmu, moja ocena 9/10 - rewelacyjny.
Córka Davida Lyncha zrobiła naprawdę świetny film, a Bill Pullman po Zagubionej Autostradzie zagrał ponownie doskonale postać psychicznie chorego człowieka.
przykro mi, Lukaszz, ale jesteś nielogiczny. W finale agentka podarowanie życia dziewczynce odbiera jako cos absolutnie nadzwyczajnego, a więc nie moze być mowy o podarowaniu życia, bo oni po prostu takich prezentów nie robią. Ponadto swawola na komisariacie jest możliwa dopiero po zabiciu prawdziwych agentów, a tego oczywiście fałszywi agenci nie mogli wcześniej przewidzieć. Pytanie pozostaje więc otwarte. W jaki sposób świadkom udało sie ujść z życiem. I proszę o mądre odpowiedzi godne porządnego filmu a nie jakieś bzdety
Dobry człowieku, czy możesz wytłumaczyć co takiego dzieje się w 130 sekundzie filmu ? Przyznam szczerze, że niczego nie dostrzegam a ciekawość jest dość silna.. zwłaszcza, że owe coś zauważa sporo liczba forumowiczów co mnie troche zawstydza! ;D
Wiedziona ciekawością po przeczytaniu tak rewelacyjnych opinii na temat "Dochodzenia" z niecierpliwością zasiadłam przed ekranem i czekało mnie wielkie rozczarowanie. Określenie tego filmu jako nowatorskiego arcydzieła i porównania z Hitchcockiem zakrawają na kpinę. Sam pomysł może i jest ciekawy, gorzej z realizacją. Film nie jest wciągający, wręcz przeciwnie, po krótkim czasie zaczyna męczyć i irytować. Epatowanie przemocą i litry przelanej krwi niczemu nie służą. I gdzie jest ten słynny klimat, o którym wszyscy piszą? Ja tego filmu po prostu nie kupiłam. Bill Pullman kompletnie nie sprawdza się w roli psychopatycznego zabójcy, jedyny jasny punkt to gra Julii Ormond, ale to niewystarczający powód, by komuś ten film polecić.
Film jest do doopy. Żałuję, że to w ogóle oglądałem! Strata czasu! Jak można tego gniota nazwać "Największe arcydzieło mijającego roku"?
"Bill Pullman kompletnie nie sprawdza się w roli psychopatycznego zabójcy"
Haa. No właśnie o to chodziło! - żeby psychopaci wyglądali na miłych i zacnych ludzi. Zdemaskowanie ich przyprawiło mnie potężne kłapnięcie szczęką o podłogę ;)
Dość "dziwny", ale w pełni satysfakcjonujący thriller. Niezła realizacja, dobre aktorstwo (choc postacie są mocno przerysowane, ale taki już urok tego filmu) i dobry scenariusz z mocnym zakończeniem. Oglądało mi się to chwilami wręcz znakomicie, a to przecież jeden z głównych wyznaczników dla oceny (przynajmniej dla mnie). 7+/10, ale oceniłem na ósemke.
Niestety film nie powalił mnie na kolana. Scenariusz i gra aktorska, nie ukrywajmy, powodują, że to żadne arcydzieło. Początek ciekawy, a potem już tylko przewidywalna nuda.
cpunka kradla towar spod trupa to moze i bryczke potrafila odpalic? odpalila i se odjechali. mordercom zostaly trzy rozwalone auta. ten hotel gdzies na pustkowiu ostrym wiec ta dwojka miala spacer i dotarli do hotelu o dziwo spotykajac agentow a na komisariat w nowym image na drugi dzien pozbyc sie swiadkow "tych co widzieli". akcja dwa dni trwa bo na poczatku mowia ze swiadkowie razem spedzili noc wbrew procedurom. poczatek filmu to srodek czasu akcji potem zeznania sa poczatkiem no i koncowka koncowka:)
"Powiem tak: jeśli ktoś krytykuje "Surveillance" to wyłącznie dlatego, że ten film go przerósł."
^^^
Och! Tak! "Surveillance" mnie przerosło. A od dzisiaj Ty - zostajesz moim mentorem w sprawach kina".
Pomijając niechlujstwo, brak wiedzy, brak zaangażowania twórców polskiego plakatu "Dochodzenia" (http://gfx.filmweb.pl/po/03/87/130387/7249410.3.jpg?l=12411 44590000), którzy zapewne nie wiedzą jak zapisuje się imię i nazwisko jednego z głównych aktorów, przejdziemy teraz do Davida Lyncha - producenta filmu. Otóż dziwi mnie fakt, że został on jego producentem. Dlaczego? Dlatego, że Lynch widząc tak słaby scenariusz swojej córki zgodził się wyprodukować film. No cóż, rodzina - wiadomo.
Film jest naładowany wieloma banałami, sytuacjami które wedle zamysłu rezyserki miały wpłynąć na widza co do wyrobienia sobie własnej opini na temat - kto jest winny. W rezultacie otrzymaliśmy naiwne kino.
W którym dwójka morderców, będących - jak pamiętamy - "niechlujami mającymi wszystko w dupie", nagle przechodzi bajeczną metamorfozę i błyskawicznie nabiera wiedzy i umiejętności by móc stać się agentami.
Zabijają prawdziwych agentów FBI i w ładnych garniturach udają się na pobliski posterunek w celu przesłuchania podejrzanych. Znając najlepiej ze wszystkich okoliczności tej sprawy, słuchają w skupieniu zeznać swoich świadków. Wykazują się przy tym nieprzeciętnymi umiejętnościami negocjatorskimi a i ich wygląd w niczym nie zdradza ich prawdziwego "ja". No, przepraszam... Jedna z kobiet od razu powątpiewa w agentkę FBI, argumentując to tym, że: "jest zbyt gorąca jak na agentkę FBI". Ciekawe, nie powiem. Z retrospekcji wiemy też, że policjanci są skurwielami. Mając w pamięci wątek przewodni (morderstwo) balansujemy między obwinieniem policjantów a ćpunów. Na tym etapie nic nie wiemy - pozostają nam same domysły. Historia brnie naprzód, dowiadujemy się coraz więcej. I nagle następuje zwrot akcji. Para FBI okazuje się mordercami. Nikt tego nie mógł podejrzewać. I się wcale nie dziwię, skoro w taki sposób zostali nam przedstawieni, bazując na wizerunku i umiejętnościach (których zapewne zwykła para bandziorów nie posiada, ba! W dodatku będąca "niechlujami, mającymi wszystko w dupie"). Po wykonaniu zaplanowanego zadania (wymordowaniu wszystkich podejrzanych), para uprawia sex i odjeżdża, pozostawiając przy życiu jedynie dziewczynkę, która wiedziała kim oni są naprawdę (ach, ta ich litość do dziewczynki "Moja mama mówi... Yyy, Moja mama mówiła. - Przykro mi skarbie. Ach, ta ambiwalencja "zbyt goracej" agentki FBI!). Parka odjeżdża i film się kończy. Oczywiście jeszcze na początku mamy kilka szybkich ujęć sceny mordu - rodem z horrorów, zapewne w celu zaciekawienia czy przestraszenia widza. I co? I tyle. Masa banałów. Zwrot akcji, który zapewne miał spowodować u nas opad szczęki a w rezultacie wyszło banalnie i nieumiejętnie.
Zwykłe czepialstwo ;-) Co prawda prawisz konkrety, ale to nadal tylko czepialstwo. Ponieważ to tylko film i wcale nie ma zamiaru być realistycznym, a błędy, które wytknąłeś (wytknęłaś?) są tylko drogą do ściśle określonego przez twórców celu :-) Kwestia podejścia do danego filmu. I żeby nie było, nie uważam, że ten tytuł jest wybitny :-D Jest dobry, to prawda, ale mnie osobiście jakoś specjalnie nie zmaskarował ;-) Aczkolwiek przyznaje, że podczas oglądania bawiłem się znakomicie i choćby dlatego uznaję go za warty uwagi. Bo to nietuzinkowy film, o nietuzinkowym wykonaniu, swego rodzaju powiem świeżości. Jestem za :-)
No to zdumiewające, że najlepszy film ubiegłego roku można rozgryźć po kilku minutach oglądania.
"Widz chce, aby w filmie znaleźli się dobrzy i źli bohaterowie, a ci ostatni powinni być w jego mniemaniu zawsze ukarani. Nie znajdziecie nic podobnego w "Surveillance", w którym Jeniffer Lynch zgodnie z rodzinną tradycją burzy wszelkie klisze i wyobrażenia przeciętnego zjadacza popcornu."
Nie no faktycznie zakończenia filmów takich jak choćby te najpopularniejsze w ostatnich dwóch dekadach: "Siedem", "Milczenie owiec", czy "To nie jest kraj dla starych ludzi" to powielanie klisz: dobro OK, zło GAMEOVER.
Masz racje, że tutaj nie ma dobrych/złych postaci. Akurat w tym filmie można wyróznić dwie podgrupy bohaterów: dzieci (1 przedstawiciel) i idioci (reszta).
Proponuje spróbować spojrzeć na ten film bez podniecania się nazwiskiem Lynch. Może wtedy zobaczysz, że to nic więcej jak pusta chałtura z marnym aktorstwem i irytujaco-naciagano-przewidywalno-durnym scenariuszem.
Proponuję trochę obiektywizmu i może przejdzie ci histeria na punkcie tego absolutnego gniota.
PS Przyznam jednak, że "Dochodzenie" w rezyserii niejakiej Jennifer Lynch (podobnie jak w przypadku innego absolutnego gniota AD2008, czyli filmu "Punisher: War Zone") może dostarczyć widzom odrobinę śmiechu jako parodia samego siebie.
Pozdrawiam serdecznie
Taa... po filmie każdy jest mądry i opowiada, jak on to rozgryzł zakończenie (może znałeś już finał jeszcze przed pojawieniem się napisów początkowych?).
Histerię to raczej Ty tu pokazujesz ("irytująco-naciągano-przewidywalno-durny", "absolutny gniot", "pusta chałtura" - faktycznie zero emocji i czysty obiektywizm ;)).
P.S. Co do Punishera - zgadzam się w całej rozciągłości
Pozdrawiam
Tutaj nie ma czego rozgryzc - to w ogóle nie jest film-zagadka. To jest tak przewidywalne i wali po oczach, że naprawdę każdy w miare rozgarnięty człowiek zainteresowany, choć trochę wspołczesnym amerykańskim kinem, które udziwnia scenariusze do granic możliwosci próbując w każdej niemal przeciętnej produkcji zaskoczyć widza (zieeeeew) MUSI się domyślić co jest grane po góra kilkunastu minutach.