Film jest odjechany na max, uśmiać się można po pachy zwłaszcza podczas scen walk. Gra aktorska jest wybitnie sztuczna i buraczana, ale w tym filmie zdaje się to być jego zaletą. Szczerze polecam jak ktoś chce się dobrze pośmiać.

Mikrofony w co drugim kadrze (włażące nawet od dołu), kuriozalne aktorstwo (Rudy Ray Moore to jakiś kliniczny przypadek) i sceny bójek rozkładające widza na łopatki. Niestety, jak na fatalny pod każdym względem film przystało, "Dolemite" został również beznadziejnie zmontowany. Brakuje dynamiki a że i fabuła...

Najgorsze są dialogi, a właściwie ich brak - postacie po prostu mówią co zrobiły albo co zrobią. Lepiej by wyszło, gdyby wziąć przypadkowe osoby z ulicy i niech coś zaimprowizują. Była jedna autentycznie zabawna, ale krótka scenka: "Joe Blow, the lover man".

Brakuje tej takiej kreatywności spotykanej w filmach bardzo...

Chyba miało być na odwrót:-)