Według mnie najlepszy polski film roku, zdecydowanie mocniejszy, bardziej wyrazisty i po prostu lepszy, niż obsypany nagrodami i pochwałami Rewers. Akcja filmu wciągnęła mnie bez reszty, ciekawe przeskoki czasowe budowały napięcie przed finałową sceną, bardzo dobra gra aktorska, zabawne zwroty (kolejka do wódki według rangi). Doskonały przykład tego, iż dobre, ciekawe, solidne i mocne filmy mogą powstawać na naszym rodzimym rynku (precz z produkcjami iti). Świetna robota Pnie Wojtku, chylę czoła. Chętnie podyskutuję, jeśli ktoś ma podobne lub odmienne zdanie.
Ja natomiast jestem delikatnie rozczarowany. Nie mowie, ze film jest zly, ale spodziewalem sie troche lepszego kina. Pierwszy zarzut to wtornosc, w porownaniu z weselem. Dokladnie ten sam schemat (wszyscy caly czas chleja, akcja dzieje sie w jeden dzien, aktorzy dokladnie ci sami, nawet ostatnie ujecie w filmach sa identyczne, to samo przeslanie: zepsucie ludzi). Jesli mial byc to thriller, to ja szczerze mowiac nie ogladalem go w napieciu. Wiecej bylo smiechu niz napiecia. Filmowi dalem 7 i uwazam, ze jest wyraznie slabszy od wczesniej wymienionego Wesela.
Faktycznie nie zwróciłem uwagi na dystrybutora tego filmu, ale miałem bardziej na myśli pozycje typu "tylko mnie kochaj", "nigdy nie mów nigdy" itd. Jest dużo podobieństw do wesela, to prawda. Lecz Dom zły jest osadzony jednak w przeszłych czasach PRLu, przez co dla mnie ukazuje zepsucie, ale ludzi i systemu w tamtych czasach, nie jest tak aktualny jak wesele, w którym pan młody dostał za ślub od teścia (fakt, tu znowu w roli czarnego charakteru Dziędziel) nowy samochód. Nie chciałbym go porównywać do wesela, bo to odmienny temat i można by było temu poświecić niekrótkie wypracowanie. Oba filmy są według mnie bardzo dobre. Ja po prostu się cieszę, że raz na jakiś czas ukazuje się film tego kalibru, co Dom Zły. Że w dobie nadciągającego zewsząd chłamu (filmowego zwłaszcza), można osiąść w kinie, obejrzeć dobry film z poczuciem, że tym razem warto było pieniędzy na bilet.
Ale dziaru chyba właśnie o to chodzi że śmiejesz się śmiejesz i z biegiem filmu coraz mniej jest Ci do śmiechu.
Mało było scen takich na których można było się pośmiać jak dla mnie, ale chyba nie o to chodziło, żeby wywoływać śmiech, lecz pewnego rodzaju szok, którego ja doznałem po obejrzeniu filmu.