w końcu własny, osobisty diabeł. Gdyby nie ta postać film byłby fatalny, a tak jest jedynie klapą... Ukłony w stronę Colina Firtha i tyle. Pomysł fajny. Wykonanie niestety nie. Szkoda szargania dobrej książki.
Nie znałam książki, jedynie z grubsza postać Doriana. Dlatego też Henry na początku sprawił dla mnie niemały kłopot. Sądziłam nawet, że to sam Szatan :) I że razem z malarzem walczą o duszę Graya. Tymczasem Henry to zwykły człowiek, który na koniec sam boi się tego co stworzył. Perełka z Colina :)