Zapowiadał się niezły sequel, chociaż od początku wyczuwałem, że to nie będzie ten sam kopniak, jakim było "Chinatown". Historia bardzo przypomina oryginał, jest śledztwo, początkowo dość banalne, które z biegiem minut dosięga ogromnych rozmiarów o skali miasta L.A. Niestety, historia opowiadana jest bardzo ślamazarnie, od połowy film grzęźnie w dość martwym i emocjonalnie pustym punkcie. Na osłodę zostaje elegancka rekonstrukcja Los Angeles lat powojennych, aktorzy (Nicholson poprawny, nieco lepiej wypadł Keitel, zaś na drugim planie pojawia się... Tom Waits!) i dobre zdjęcia Zsigmnonda. Po obejrzeniu zostaje mały niesmak i pytanie, na które powinien był odpowiedzieć sam reżyser Nicholson; po co właściwie nakręcił ten film?
6/10.