Może film nie byłby jeszcze taki najgorszy, ale scena na stadionie gdzie pan Rudolph Giuliani wspaniałomyślnie pozwala Sandlerowi oświadczyć się laluni i wszyscy ludzi na koniec spontanicznie wybuchają radością, kiedy ona mówi tak, a w tle leci muzyka podkreślająca podniosłość chwili spowodowała, że w mojej ocenie takiego indoktrynacyjnego chłamu nie powinni więcej nagrywać. Film obejrzałem właściwie tylko z powodu Jacka, jeżeli też chcesz to uczynić to odpuść sobie. Nic wielkiego nie stracisz, a oszczędzisz sobie trochę czasu podczas którego możesz obejrzeć coś wartościowszego.
Jesteś zbyt surowy dla Hollywoodu. Oni już tak tam mają, że z reguły kończą "żyli długo i szczęśliwie", bo czują (oj, dobrze czują!), że większość ludzi (i niemal wszystkie kobiety) chce, żeby "żyli długo i szczęśliwie". Ja traktuję produkcje H. jak wódkę - fajnie się upić, ale trzeba wziąć pod uwagę kaca. Więc staram się za dużo na H. nie patrzeć. Z poważaniem.
Zastanawiam się dlaczego pojawił się ten cały Giuliani w tym filmie? Mogli sobie robić happy end, ale na Boga pokazywanie jakiegoś polityka, który jest niczym rzymski cesarz na arenie gladiatorów, to mocno przesadzona rzecz, którą uważam za głupia indoktrynację.