Tym co mnie w tym filmie zainteresowało (nie mając pojęcia o co w nim w ogóle chodzi) była osoba tu występująca, Harvey Keitel, którego bardzo sobie cenię. Komediodramat z Keitelem? Dla mnie bomba! Do tego William Hurt i Forest Whitaker? Czy trzeba pisać coś więcej? ;)
Keitel gra sprzedawcę w sklepie tytoniowym gdzieś na Brooklynie (NY), który to codziennie o tej samej porze już od ok. 4000 dni fotografuje z tego samego miejsca owy sklep. Zdjęcia dokładnie takie same, a jednak zupełnie inne, w końcu czas płynie nieubłaganie. Sprzedawca spędza czas rozmawiajac z klientami, czy to stałymi czy przypadkowymi. Jednym z nich jest załamany po śmierci żony pisarz (William Hurt), którego z wypadku samochodowego ratuje mlody chłopak. Samotny pisarz w ramach zadośćuczynienia stawia mu lemoniade, a następnie zaprasza do mieszkania z nim przez kilka dni. Chlopak odmawia, lecz następnego dnia zjawia się i zamieszkuje z pisarzem. Pisarz go w koncu wyrzuca, chłopak znika, pojawia się szukająca go ciotka, okazuje się, że chłopak jest niezłym bajkopisarzem. Uciekł z domu i zamieszkał na stacji benzynowej gdzie pracuje dla pewnego mechanika (Forest Whitaker), który nie zdaje sobie sprawy, że właśnie zatrudnił swojego syna, którego zostawił po śmierci matki 12 lat wcześniej. Do tego nielegalny handel kubańskimi cygarami, porachunki z gangsterami, stara kochanka bez jednego oka i pewna niezwykła opowieść wigilijna...
"Dym" sklada się z luźno złączonych ze sobą - a jednak nierozerwalnych - przeplatających się epizodów. Przedstawia nam kilka histori wiążących ze sobą bardzo różnych ludzi, których przeznaczeniem było spotkać się. Mówi o miłości, mówi o przyjaźni, mówi o tym jak zważyć dym z papierosa... Raz zabawny, raz smutny, treściwy i zwykły tak jak zwykłe jest ludzkie życie, ale i niezwykły tak jak niezwykłe potrafi być owe życie. A przy tym wszystkom film pozytywny i bardzo ciepły. I w związku z owym ciepłem (a takze i cała wspomnianą resztą) - GORĄCO POLECAM.