Pseudo-post-apokaliptyczny klimat osiągnięto dzięki banalnej desaturacji koloru, zrujnowanej
chacie i poszarpanych ubraniach. Pomijając sceny siepania toporami czy dźgania zaostrzonymi
patykami, w tym filmie nic się nie dzieje: banalne rozmowy, ciągłe pytania o ilość amunicji i… to
wszystko. Nie ma tu żadnej tajemnicy, intrygi, czy nieoczekiwanych zwrotów akcji. „Aktorstwo”
ograniczone jedynie do robienia głupich min, mających udawać przeżywanie bólu.
Moja rada – omijać szerokim łukiem. Te 1,5 h korzystniej strawić nawet na błogie leżenie z
zamkniętymi oczami i słuchanie muzyki.