Wątki przedstawione w ciągu pierwszych 25 minut obrazują nam w zupełności czego możemy się spodziewać: Peter jako główny bohater - nie grzeszący ani przezornością, ani dojrzałością, ani głębią swojej postaci - motywowany chęcią uzyskania odrobiny dystansu od kiepskiej atmosfery rodzinnej, udaje się na domówkę, na którą matka rodziny postanawia wysłać również jego siostrę cierpiącą na alergię od orzechów. Naturalnie, zarówno naiwność matki i Petera, jak i alergia dziewczynki mają decydujący wpływ na dalszy przebieg fabuły. Widz już teraz ma pewne złe przeczucia co do kwestii czy impreza będzie udana, jednak prawdopodobnie nie spodziewa się że ukoronowaniem tego wątku będzie utrata głowy przez dziewczynkę, co zresztą reżyser postanawia ująć w pornograficznych szczegółach.
Kolejne wydarzenia wprowadzają elementy, które przewijać się będą już do samego końca filmu. Jakkolwiek szlachetne byłyby motywacje Annie, za każdym razem podejmuje same złe decyzje, tak też na tym etapie nawiązuje przyjaźń z najgorszą możliwą osobą i podejmuje się najgorszych możliwych działań - seanse spirytystyczne, a następnie poszukiwanie na własną rękę metod wypędzenia demonów. Przy okazji dowiaduje się że babka z którą odprawiała seanse spirytystyczne jest babką zamieszaną w okultyzm razem z matką Annie.
Jak można było się spodziewać, metody w ogóle nie działają, tak też fatum prowadzące do zguby rodziny trwa sobie w najlepsze. Rodzinka, hermetycznie zamknięta w swojej inteligenckiej ciemnocie i naiwności, staje się ucztą dla demona imieniem Paimon i jego nawiedzonych wyznawców, w tym momencie dostrzegamy sens pomiędzy zamiłowaniem Annie do modelarstwa a sposobem w jaki świat demonów odnosi się do bohaterów filmu.
Druga połowa filmu przebiega już w bardziej wartki sposób, rodzinka za nic nie myśli opuścić ten cholerny dom i może zwrócić się po pomoc do kogoś, kto by się na tym wszystkim chociaż trochę znał, tak też do końca filmu jesteśmy świadkami rzezi prowadzącej do szczęśliwego zakończenia: Paimon ostatecznie wstępuje w ciało Petera, a członkowie sekty jego babki oddają mu hołd, czemu towarzyszy relaksująca muzyczka.
Film traktowany jest/był jako przełomowy w swoim gatunku, co w pewnej mierze rozumiem - jest interesujący (zwłaszcza przez drugą połowę), końcowe sceny wprawiają w pewne osłupienie, jednak wciąż jego fundamentem są idiotyczne działania bohaterów.
Stąd też wątpię czy jakkolwiek można odebrać ten film jako wartościowy - zresztą tutaj pytanie do mnie, czy naprawdę tego powinienem oczekiwać po horrorze.