Dawno, dawno temu, żył sobie w ogromnej posiadłości, na szczycie wzgórza, pewien wynalazca. Pewnego dnia powołał do życia niezwykłego, wrażliwego chłopca o imieniu Edward. Niestety jednak starszy człowiek zmarł przed ukończeniem swojego dzieła i Ed zamiast rąk miał nożyczki, którymi jednak potrafił się perfekcyjnie posługiwać. Któregoś dnia mieszkanka osiedla, które znajdowało się u podnóża wzniesienia, pracująca jako konsultantka Avon, postanowiła po raz pierwszy odwiedzić posiadłość, w nadziei sprzedania chociażby jednego produktu. Odnalazłszy Edwarda, przejęła się jego stanem i zdecydowała zabrać go ze sobą do domu…
Tak zaczyna się jeden z najbardziej znanych filmów Tima Burtona. Równocześnie jeden z najdziwniejszych i najbardziej magicznych filmów jaki dane było mi widzieć. Bo czy może być coś bardziej niezwykłego, od historii wyposażonego w nożyce ogrodowe chłopca, który próbuje wpasować się w życie małej, podmiejskiej społeczności? Raczej nie. "Edward Nożycoręki" to niezwykła baśń, niepodobna do niczego co kiedykolwiek można było oglądać na wielkim ekranie. Film czarujący, wzruszający, tak magiczny, że bardziej sie już po prostu nie da. To opowieść o samotności, o byciu sobą, o byciu wyjątkowym, ale także o uprzedzeniach i nienawiści, które zwyciężają z pierwszą ciekawością. To również przejaskrawiony obraz Ameryki sprzed kilkudziesięciu lat. Z pozoru idealnej, perfekcyjnej, kolorowej do przesady. Portret małej społeczności sąsiedzkiej, która z przyjaznej i dobrej w mgnieniu oka może zamienić się w nietolerancyjny tłum, kłamliwy, plotkujący, starający się usunąć z siebie niepasujące jednostki.
Z pewnością "Edward Nożycoręki" nie byłby tak udanym filmem, gdyby nie genialny występ Johnny’ego Deppa, który z niezwykłym wyczuciem gra sztucznego człowieka, który nie jest jednak pozbawiony uczuć, czy ludzkich zachowań. Jego Edward jest zamknięty w sobie, skromny, niepewny, wrażliwy i tajemniczy, ale w żadnym wypadku obcy, czy dziwaczny. Deppowi idealnie udało się pokazać jak osamotniony Edward zaczyna spotykać mieszkańców miasteczka i powoli się przed nimi otwierać, wykorzystując swoje zdolności jako ogrodnik czy fryzjer. Udało mu się ukazać, jak z czarnobiałego świata laboratorium jego bohater wkracza do kolorowego osiedla - przy okazji niezwykle ciekawe i zaskakujące w tym filmie jest to, jak bez większych problemów rodzina Boggsów przyjmuje Eda do swojego domu, opiekując się nim i próbując mu pomóc.
Drugim rewelacyjnym punktem dzięki któremu film Burtona jest tak niezwykłym dziełem, jest przecudowna muzyka Danny’ego Elfmana. To dzięki niej ta opowieść posiada tak niezwykłą atmosferę i nietypowy klimat. To dzięki niej jest tak magiczna i po prostu piękna. Kompozycja Elfmana niesie ze sobą niezliczoną liczbę emocji i uczuć i nadaje charakter całemu filmowi, wzmacniając go niesamowicie. Aż nie do wiary, że nie została wyróżniona żadną statuetką i patrząc na największe filmowe nagrody można powiedzieć, że niestety przeszła bez echa. Wielka szkoda, bo naprawdę jest wybitna i zasługuje na docenienie.
9/10