Jego po prostu nie da się opisać słowami.
W EN jest wiele momentów, gdzie łzy same cisną się do oczu.
na Wigilie czy Boże Narodzenie ten film puścili w tv. musiałem go obejrzeć, cożeby przypomnieć go sobie, bo przedtem widziałem "Edwarda..." tylko raz i do tego jakies 7-8 lat temu. ale akurat byliśmy u dziadków, więc sprawa taka prosta już nie była, wiecie zresztą jak to jest, gdy przy stole siedzi więcej niż 3 osoby. jednak powiedziałem, żeby przełączyli na ten film. po 15 minutach wszyscy siedzieli cicho i oglądali film z czystym zaciekawieniem i nie mniejszymi emocjami, jakie ja miałem te 7-8 lat temu!. to jest dopiero siła filmów Burtona:D fakt, "Edward Nożycoręki" już nie był w stanie wycisnąć ze mnie łez, za stary jestem na to;] to JEST arcydzieło, coś, co trzeba choć raz w życiu zobaczyć.