Filmik, jak już zauważyłem w temacie według moich kryteriów oznaczył bym jako "fpytę". Tak sobie czytam commenty i ludzie zauważyli tylko scenę łóżkową, podział ludzi na chuje, cipy itd... No cóż. To było przeciętnie zabawne, ale w tej wypowiedzi nie zajmę się szczegółami filmu, tylko tym, na co widz podczas oglądania powinien zwrócić... uwagę. Film parodiuje doskonale amerykańskie kino. Nie zostawia na nim suchej nitki i aż serce się raduje, że istnieją jeszcze ludzie normalni, którzy wiedzą na czym polega zjawisko filmowe zwane amerykańszczyzną. Ano przedewszystkim wszędobylski patos, wzruszająca muzyka i cały czas się łezka w oku ma kręcić. W tym filmie od patetycznych scen ze śmiercią agenta podczas oświadczyn poprzez rozżewnienie widzów na musicalu o AIDS po traumatyczne przeżycia brata z pewnymi małpkami patos jest ośmieszany. Dla mnie to największy plus tego filmu. Pozatym autorzy zwrócili uwagę na rolę mediów a w głównej mierze aktorów w kształtowaniu opinii społeczeństw ;) Film głęboki i wart obejrzenia dla kinomaniaka, który za najlepszego aktora NIE uznaje Vina Diesla :P